poniedziałek, 21 lipca 2014

Smażing i plażing


Wakacje w pełni, pierwsze prawdziwe letnie upały trwają już od dobrych kilku dni. Stąd większość z nas z utęsknieniem czeka na urlop i na zasłużone leniuchowanie na plaży. Są też tacy szczęśliwcy, którzy już dziś smażą się nad jakimś ciepłym (albo i nie) morzem i nie myślą nawet o tym, że dziś poniedziałek.

Zanim jednak oddacie się beztrosce wakacyjnego plażowania, to warto przygotować się na taki wyjazd i wbić sobie do głowy kilka prostych zasad, dzięki którym zarówno Wy, jak i Wasze dzieci będziecie bezpieczni. Wierzę, że zdecydowana większość z Was zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie może czaić się nad wodą. Jednak wiedzieć to jedno, a przewidzieć, że i mnie się może coś przytrafić to drugie. Dlatego nie zaszkodzi powtórzyć sobie kilku tych prostych zasad jeszcze przed wyjazdem. 

 
Po pierwsze (najpierwsze) – nigdy nie pijcie alkoholu nad wodą. Jeden browar to też alkohol! Ta zasada powinna być napisana capslockiem, jeśli na plażę zabieracie dzieciaki. To nie są żarty, czasem to jedno piwko nas tak rozleniwi, że na minutkę dosłownie zamkną nam się oczy na leżaku, a w tym czasie nasze dzieci mogą wykombinować coś niebezpiecznego. Poza tym nigdy nie wiecie, czy akurat 5 minut po wypiciu wspomnianego piwa nie będzie trzeba wsiąść za kółko. Dziecko może się skaleczyć, zatruć i wtedy naturalna reakcja to jazda do lekarza. I po co sobie wtedy dodawać stresu myśleniem, że się akurat wypiło? Nie będę wspominać o upijaniu się i kąpielach w morzu, ponieważ uważam swoich czytelników za posiadaczy mózgu.

Po drugie – nigdy nie spuszczajcie swoich pociech z oczu. Rada brzmi wręcz głupio. Jednak sama się przekonałam, że w gąszczu ludzi, leżaków, ręczników i ogólnie panującym gwarze naprawdę bardzo łatwo jest dostać oczopląsu. A dzieci jak dzieci, nie myślą o konsekwencjach, tylko biegną na przełaj do wody, do lodów, do watry cukrowej… W najlepszym wypadku zarobicie opieprz od innych plażowiczów, że Wasz dzieciak sypie im piaskiem po oczach albo przebiega mokrymi nóżkami po ręczniku. W najgorszym… nie będę nawet tego mówić.

 
Po trzecie – krem z filtrem w ilościach hurtowych. Dla siebie i dla dzieci. Naprawdę lepiej wrócić z plaży bladym niż przepalonym i ze złażącą skórą. Tyle się o tym trąbi, a jednak często jeszcze spotykam rodziców, którzy uważają, że wystarczy wysmarować szkraba rano przed wyjściem na plażę i koniec. Otóż nie wystarczy. Smarowanie trzeba powtarzać co 2-3 godziny i po każdym wyjściu z wody. Dobrą ochroną przed słońcem jest też założenie dziecku lekkiej koszulki. Ochroni ramiona i plecy, które najszybciej spiekają się na raka.

Po czwarte – to nie jest żadna złośliwość ze strony lekarzy, że przestrzegają nas przed plażowaniem w południe. W te najgorętsze dni lepiej zrezygnować ze smażingu między 11 a 16. A już na pewno nie wystawiać na słońce dzieci. Pamiętajcie, pod parasolem czy w cieniu też się można opalić. Jak? Otóż promienie słoneczne odbijają się od piasku i atakują naszą skórę równie skutecznie co na słońcu.

 
 
Po piąte – niezbędne akcesoria. Woda do picia, coś lekkiego do jedzenia dla naszych pociech na dłuższe posiedzenia na plaży, czapka i okulary przeciwsłoneczne. To jak dla mnie niezbędne minimum, żeby cieszyć się z plażowania. Nie ma co tłumaczyć. Przypomnę jednak, że okulary powinny mieć filtry, a nie być jedynie kolorowymi szkiełkami, które robią więcej szkody niż pożytku.

Po szóste – kosmetyki po opalaniu. Chłodzące, z pantenolem. Lepiej mieć na zapas.

Po siódme – jeśli chcecie, żeby Wasze dzieci były bezpieczne nad wodą, sami zachowujcie się w sposób bezpieczny. Dzieciaki obserwują nasze nawyki, zachowania. Lepiej nie zachęcać ich do skakania do wody, do beztroskich wygłupów. Wiadomo, że taka zabawa to frajda, jednak ja wolę być nudziarzem, mieć cały kręgosłup i córkę w całości niż ryzykować jej zdrowie. I tak zapewne sama wymyśli coś niezbyt mądrego, więc ja nie zamierzam jej podsuwać pomysłów.

 
 
Dla tych z Was, którzy wybierają się trochę dalej niż nad Bałtyk, radzę zabrać ze sobą zapas kremów z filtrem od 10 do 50 SPF. W krajach europejskich takie kosmetyki są bardzo drogie, a w krajach arabskich nie wiadomo co w tych balsamach jest, więc ja bym nie zaryzykowała smarowania swojego dziecka jakimś lokalnym specyfikiem.

Jeszcze słów kilka o kremach z filtrem. Idealnie by było kupić takie, które nie mają w składzie filtrów przenikających. A cóż to takiego? To po prostu filtry chemiczne, które wchłaniają się do organizmu i przenikają do krwioobiegu. Dla bardzo małych dzieci mogą być szkodliwe. Dlatego najlepsze dla niemowląt są kremy z filtrami mineralnymi, które niestety są droższe i nie wszędzie dostępne, ale jednak warte zachodu.

 
 
Dla Was te rady to pewnie nuda i myślicie sobie skąd ja się z nimi urwałam. Jednak sama się przekonałam, że niektóre rzeczy, z pozoru oczywiste, docierają do mnie po fakcie. Nie mówię tutaj o jakiś ekstremalnych sytuacjach, ale widzę różnicę między moją córką pół roku temu, kiedy bała się postawić stopę na piasku (o wejściu do morza nie wspomnę) a teraz, kiedy taranuje wszystkich wokół w biegu do wody. Już nieraz musiałam ją ratować, bo zanurkowała pod wodą. Mimo smarowania od stóp do głów przypiekła sobie nosek, a raz podbiegła do jakiegoś obcego pana i go zaczęła zaczepiać. Na szczęście byłam kilka kroków od niej, a facet okazał się być normalny. Ale chyba lepiej być przewrażliwionym niż potem żałować...

Na koniec kilka fotek z naszych niedawnych wycieczek i plażowania. Jak widać, nie trzeba jechać za góry i za morza, żeby zrelaksować się jak na najlepszych wczasach. A przecież to zawsze chodzi tylko o to, żeby podładować baterie, oderwać się od tego biurowego magla, więc nie ma znaczenia gdzie, ważne z kim.

A może Wy też wrzucicie w komentarzach swoje wakacyjne zdjęcia?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...