wtorek, 15 sierpnia 2017

Poziomkowy sernik dla ochłody


Weekend rocznicowy jeszcze trwa. To już 9 lat po ślubie, 9 lat wspólnego życia, 9 lat kłótni i godzenia się, śmiechu i jednak trochę łez. Jestem ciekawa kolejnych dziewięciu i następnych i jeszcze dalszych. Ale najbardziej nie mogę się doczekać dziesiątki, kiedy to obiecaliśmy sobie z Mężem podróż życia. Kolejną pewnie zaplanujemy na 40 urodziny, które zbiegną się z 15 rocznicą ślubu. To dopiero będzie.

Tymczasem mamy już za sobą rocznicowy wyjazd. Wyjątkowo w tym roku wybraliśmy się na wycieczkę 2 tygodnie wcześniej. Patrząc na to, co się dzieje za oknem, to nie żałuję, bo trafiliśmy na wymarzoną pogodę. Było przede wszystkim słonecznie i gorąco, ale jeszcze nie upalnie. Wybraliśmy kierunek bardzo zwyczajny i oblegany. Nie wiem co jest takiego w Tatrach, że przyciągają mnie jak magnes. Od dzieciństwa jeżdżę tam i się po prostu włóczę po szlakach. Wiadomo, nie ma to nic wspólnego z takimi prawdziwymi górskimi wyprawami, bo chyba nie ma już w Tatrach miejsca, gdzie nie dotarł plastik. Niemniej lubię tam jeździć, lubię wracać na znane już szlaki albo odkrywać nowe. Tym razem zatrzymaliśmy się w Kościelisku. Czyli piękne widoki, mniej ludzi niż w Zakopcu i właściwie nic poza tym. Ale nie o tym chciałam…

Ten krótki weekend wykorzystaliśmy na maxa. Prawdę mówiąc bałam się trochę, że moja Córeczka nie da rady w górach, będzie marudzić i skończy się to wleczeniem jej przez pół drogi. Nic z tych rzeczy. Moja prawie pięciolatka zaskoczyła mnie po raz kolejny i dzielnie przeszła prawie każdy metr zaplanowanych wycieczek. A z tych metrów uzbierało się kilkanaście kilometrów w ciągu dwóch dni. Nieźle, prawda? Dlatego jeśli macie wątpliwości, czy to już czas na takie wycieczki, to odpowiedź jest jedna. Tak.

Naszą tegoroczną wyprawę rozpoczęliśmy od konkretnej góry. Łomnicy. Stamtąd wyruszyliśmy w dół do Hrebienoka. To trasa o długości nieco ponad 6 km, prawie cały czas idzie się w dół. Niby spoko, ale po godzinie dreptania po kamieniach czuje się już kolana. Niemniej nasza Córeczka jest wytrzymała i dała radę przejść bez większego marudzenia całą trasę. A było naprawdę warto. Drugi dzień to lajtowa wycieczka na Rusinową Polanę. Zjedliśmy na miejscu pyszne oscypki (te prawdziwe) i podziwialiśmy widoki. Właściwie nic więcej nam nie było trzeba.

Dziś nie żałuję, że zdecydowałam się zaryzykować i zabrać moją Córkę w góry. Dzięki tym wycieczkom weszliśmy na wyższy stopień wtajemniczenia jeżeli chodzi o podróże. Otóż dowiedziałam się jaka jest wytrzymałość mojego dziecka i prawdę mówiąc zdziwiona byłam, że aż tak wiele kilometrów potrafi pokonać sama bez marudzenia. Co prawda drugiego dnia okazało się, że jednak zmęczenie się odzywa, ale umiejętnie udało nam się odwrócić uwagę Gagatka od bolących nóg. I tutaj po raz kolejny uratowała nas zabawa w kolory, zagadki i opowiadanki. Po drodze szukaliśmy grzybów, opowiadaliśmy o leśnych zwierzątkach i roślinach. Wypatrywaliśmy borówek, udało nam się znaleźć nawet poziomki. I tak mi się zachciało tych owoców, że kilka dni później po prostu musiałam je kupić i zrobić z nimi deser. A skoro temperatury dochodziły do 35 stopni, to jedynym słusznym ciastem był sernik na zimno. Pyszny, kremowy i z dużą ilością owoców. Podobno potężne upały mają jeszcze powrócić, więc może na przyszły weekend i Wy wypróbujecie tego deseru? 


Sernik na zimno z poziomkami

Lista zakupów
  • 1 paczka biszkoptów (u mnie ladyfingers)
  • 1 szklanka soku truskawkowego/poziomkowego (może być taki z syropu)
  • 0,5 kg sera na sernik (z wiaderka)
  • 5-6 łyżek cukru pudru
  • 250 g sera mascarpone
  • 4 łyżki żelatyny rozmieszane w niewielkiej ilości wody
  • 1 galaretka truskawkowa/leśna/poziomkowa
  • 1 szklanka gorącej wody
  • 400 g poziomek
Dno formy o wymiarach 17 x 27 cm wyłożyć papierem do pieczenia albo folią spożywczą. Sok truskawkowy umieścić w miseczce. Biszkopty maczać dosłownie przez 2 sekundy w soku i układać na dnie foremki.

Ser na sernik, mascarpone i cukier zmiksować krótko na jednolitą masę.

Galaretkę rozmieszać w gorącej (nie wrzącej) wodzie i odstawić do ostudzenia.

Żelatynę umieścić w garnuszku, zalać wodą (tylko tyle, żeby przykryła żelatynę). Poczekać, aż napęcznieje. Następnie bardzo ostrożnie podgrzewać. Gdy będzie gorąca, zdjąć z ognia i mieszać do rozpuszczenia żelatyny. Nie dopuścić do wrzenia.

Żelatynę zmiksować z masą serową. Następnie do całości wrzucić połowę umytych i osuszonych poziomek. Bardzo delikatnie wymieszać. Masę wyłożyć na biszkopty i wyrównać. Schłodzić w lodówce przez około godzinę.

Po tym czasie na wierzchu poukładać pozostałe poziomki i zalać tężejącą galaretką. Schłodzić przez kolejne kilka godzin i gotowe!




1 komentarz:

  1. Poziomki! jak ja dawno nie jadłam! a ciasto wygląda super smacznie :)

    OdpowiedzUsuń

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...