niedziela, 26 lutego 2017

Lekki powiew tropików




Słońce! Gdzie to słońce? Zima się już kończy i zdałam sobie sprawę, że mimo mrozów i śniegu, które lubię (tak na 2-3 dni), nie było prawie wcale takich naprawdę słonecznych dni. Prawie nie zdarzały się chwile, gdy zmrożony śnieg skrzy się w promieniach słońca i skrzypi przyjemnie pod butami. Bo albo mgła, albo paskudny smog, albo skisła pogoda. I nie wiadomo, czy lepiej zostać w domu, bo jest brzydko, czy lepiej nie wychodzić, żeby się nie zatruć. Niestety taki stan rzeczy fundują nam od jakiegoś czasu (kilku lat co najmniej) nasi przemili rządzący, którzy mają w głębokim poważaniu nasze zdrowie, stan środowiska i komfort życia. I tutaj wszystkie ekipy od prawa do lewa solidarnie wypinają się na problem smogu i bardzo zanieczyszczonego powietrza.

Co więcej, od jakiegoś czasu z niepokojem obserwuję zjawisko wyśmiewania problemu przez ludzi, którzy powinni być dla nas autorytetem. Bo to przecież kolejny wymysł lewackich ekologów, którzy pod rękę z feministkami nie mają co robić, tylko wymyślają jakieś smogi, globalne ocieplenia i prawa kobiet. Niestety, jakby temu zaprzeczali, to nie zapobiegną już skutkom bezmyślnej polityki przestrzennej w naszych miastach, nie ogarną głupoty ludzi, którzy palą w piecach butelkami i szmatami. Nie zatrzymają chorób, które mnożą się przez trujące powietrze. Niestety, jakbyśmy temu nie zaprzeczali, to wszystko to, czym uraczymy naszą Matkę Naturę, wróci do nas ze zdwojoną mocą. Spalone śmieci będziemy wdychać z powietrza, a potem jeść razem z „ekologicznymi” jarzynkami z naszego własnego ogródka. Źle spalany i okropnej jakości węgiel również wróci do nas przez płuca, skórę i jedzenie. Wycinane bez potrzeby drzewa zemszczą się na nas, serwując nam skisłe i śmierdzące powietrze i betonowy krajobraz bez odrobiny zieleni. Rosnące na potęgę bloki i osiedla dadzą nam mieszkanie za 30 lat niewolnictwa w banku, ale również nieprzewietrzone miasta, zabetonowane parki i charakterystyczną mgłę zamiast słońca. A jak nie ma słońca, to jest po prostu smutno, buro i ponuro.

Niedawno pojechałam do owianej złą sławą Skały – Pekinu Polski. Zawsze tam było śmierdząco i nieprzyjemnie w zimie. Zawsze też było buro, szaro i smutno. Niepojęte, jak miasteczko znajdujące się w na granicy parku narodowego może być takie brzydkie. Ale w tym roku ta brzydota osiągnęła chyba swoje maksimum. Wysiadając z samochodu, aż mi tchu zabrakło od tego smrodu. Przechodząc między domami widziałam wszystko jak przez mgłę, brudną, śmierdzącą i stęchłą mgłę. Niedawno czytałam serię książek o Osobliwych Dzieciach. W jednym z rozdziałów trafili oni na tzw. Diabelskie Poletko – pętlę, w której żyją wszyscy osobliwi wykolejeńcy. Żeby spotęgować grozę tego miejsca, autor zamknął ich w najbardziej parszywej części wiktoriańskiego Londynu. I właśnie idąc ulicami Skały, miałam wrażenie, że jestem na takim Diabelskim Poletku – śmierdzącym, smutnym, gdzie ludzie znikają w tumanach kurzu, pyłu i smogu. Czy naprawdę w takim miejscu chcemy żyć i umierać? Czy nasze dzieci zasłużyły sobie na brak słońca w zimie i bilbordy z wizualizacjami błękitnego nieba? Czy choroby płuc, nowotwory i inne paskudne choroby to jest właśnie to, co ma nas spotkać w życiu? Niedawno dowiedziałam się od pewnego polityka, że smog to problem teoretyczny. No, niestety nie. To problem, który dosłownie możemy wyczuć własnym nosem, zobaczyć na własne oczy i za niedługo pewnie dotknąć własnymi rękami. Tu już nie trzeba wiary w słowa naukowców czy lekarzy. Wystarczy wyjść na zewnątrz w naprawdę mroźny poranek, wziąć głęboki oddech i popatrzeć w niebo w poszukiwaniu słońca. Nie ma go i nie będzie dopóki nie zrobimy rachunku sumienia i nie będziemy żałować za grzechy. A potem w ramach pokuty, zaczniemy wrzucać plastikowe butelki do żółtych worków i pojemników, a nie do paleniska kotła, a przed wycięciem kilkudziesięcioletniego dębu, pomyślimy ze dwa razy czy warto.

Skoro słońca ostatnio jak na lekarstwo, skoro szaro, buro i ponuro, to u mnie dziś będzie słonecznie, wesoło i orzeźwiająco. Do tego zdrowo i lekko. Spytacie jak to możliwe, żeby tort był lekki i do tego smaczny. A no da się. Wystarczy biszkopt upiec na mące orkiszowej, kremówkę zastąpić śmietanką kokosową wymieszaną z jogurtem, a słodkie polewy i lukry zamienić na owoce. Jeśli lubicie kokosowo-tropikalne smaki, to ten torcik jest właśnie dla Was. Z tęsknoty za słońcem, wybrałam najdojrzalsze owoce mango, które zatopiłam w pysznym musie (tym). Dla podgrzania atmosfery, dodałam ogniste ziarenka granatu. Całość cieszy oko, podniebienie i brzuszek. 


Tort tropikalny

Lista zakupów

Na biszkopt

  • 3 jajka
  • 60 g drobnego cukru do wypieków
  • 65 g mąki orkiszowej pszennej
  • 25 g mąki ziemniaczanej
Na masę
  • 400 g (puszka) śmietanki kokosowej
  • 250 ml jogurtu naturalnego lub greckiego
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 2 łyżki żelatyny rozmieszane w ¼ szklanki wody
Na mus mango
  • 300 g puree z mango (mniej więcej 1 sztuki mango lub 1 puszka)
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • ½ galaretki cytrynowej lub pomarańczowej
dodatkowo
  • 1 owoc mango
  • ½ owocu granatu
Wszystkie składniki biszkopta powinny być w temperaturze pokojowej. Mąki wymieszać, przesiać.

Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać partiami cukier, łyżka po łyżce, jak do bezy, ubijając po każdym dodaniu. Dodawać po kolei żółtka, nadal miksować.

Do masy jajecznej wsypać przesiane mąki. Delikatnie wmieszać do ciasta szpatułką, by składniki się połączyły, a piana nie opadła.

Tortownicę o średnicy 18-20 cm wyłożyć papierem do pieczenia (samo dno), nie smarować boków. Ja tym razem użyłam jednorazowych foremek papierowych. Super patent i bardzo wygodny. Delikatnie przełożyć do nich ciasto. Piec w temperaturze 160ºC przez około 40-45 minuty lub do tzw. suchego patyczka.

Żeby uzyskać śmietankę kokosową, to należy puszkę mleka kokosowego umieścić w lodówce na około 24 godziny. Po tym czasie po otwarciu, na wierzchu zbierze się gęsta śmietanka, w konsystencji przypominająca masło. Śmietankę razem z jogurtem zmiksować krótko. Dodać cukier i jeszcze raz wymieszać.

Żelatynę namoczyć w garnuszki z wodą. Następnie umieścić nad palnikiem albo w mikrofali i rozpuścić. Nie dopuścić do wrzenia. Żelatynę przełożyć do miski z masą i bardzo szybko zmiksować. Gotową masę schłodzić przez chwilę w lodówce.

Żeby zrobić mus, trzeba obrać mango. Najlepiej jest odkrawać od pestki jak największe kawałki owocu razem ze skórką. Sami zobaczycie, ile Wam się uda odkroić. Pestkę z resztą miąższu wyrzucić. Następnie miąższ ponacinać w kratkę i wywinąć skórkę tak, żeby kawałki owocu „wyszły” na wierzch. Wtedy bardzo łatwo je oddzielić nożem od skórki. A jeśli macie naprawdę dojrzałe owoce, to bez noża się to uda. Cząstki owoców dokładnie zmiksować blenderem ręcznym lub w blenderze kielichowym do otrzymania gładkiego puree.

Do owocowej pulpy dodać sok z cytryny i zagotować. Zdjąć z palnika. Do gorącej masy dodać galaretkę i dokładnie wymieszać. Wystudzić.

Dodatkowe mango pokroić na kawałki. Z granatu wydłubać ziarenka i odłożyć.

Biszkopt podzielić na 23 części. Można każdy krążek nasączyć wodą wymieszaną z cukrem i sokiem z cytryny. Pierwszy blat umieścić w blaszce, zamknąć obręcz. Posmarować 4 łyżkami musu z mango. Rozsmarować połowę masy kokosowej. Położyć drugi kawałek ciasta, lekko docisnąć. Wyłożyć resztę masy kokosowej, na którą wyłożyć całość musu. Na wierzchu poukładać owoce.

Całość schłodzić w lodówce przez kilka godzin. Tort podawać mocno schłodzony.



2 komentarze:

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...