Przed Walentynkami pozwoliłam się Wam wykazać który przepis chcecie zobaczyć jako pierwszy – ciasteczka czekoladowe czy kaczkę po tajsku. W głosowaniu fejsbukowym ku mojej uciesze wygrały słodkości z czekoladą. Nawet nie wiecie jakie są pyszne. Chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku. Jeśli zjecie je świeżo po ostygnięciu, to czekolada nie zdąży zastygnąć i przyjemnie się ciągnie. Jak dla mnie bajka. Przepis wygrzebałam tutaj, ale zmodyfikowałam po swojemu. Przede wszystkim część mąki pszennej zastąpiłam mąką ryżową. A zwykłą białą mąkę wymieniłam na orkiszową. Poza tym cukier biały zastąpiłam brązowym, który w smaku trochę lepiej się komponuje. Dodałam go też o połowę mniej. Słodycz uzupełniłam odrobiną syropu klonowego, który dodaje lekko karmelowego posmaku. Jeśli nie lubicie bardzo słodkich ciastek, to możecie cukier zredukować jeszcze o 1/3. Zamiast orzechów włoskich użyłam moich ulubionych od dawna orzechów pekan. Jednak myślę, że każde inne – nerkowce, brazylijskie czy laskowe mogłyby się tutaj nadać. Nawet migdały byłyby ciekawym zamiennikiem. Najważniejsza zmiana to jednak zastąpienie mlecznej czekolady gorzką. Nie wyobrażam sobie jak bardzo byłyby te ciastka słodkie, gdybym zostawiła pierwotną ilość cukru i jeszcze dodała mlecznej czekolady. Ale ja nie jestem obiektywna. Przez niedawny słodyczowy odwyk wszystko, co do tej pory nie było dla mnie zbyt słodkie, teraz jest wręcz nieznośne. Łyżka miodu do ciasta naleśnikowego wystarczy, żebym poczuła słodycz. W wypiekach, które teraz trafiają na mój stół znacznie rzadziej, używam zamienników cukru i to też w mniejszej ilości niż w przepisach. Wspomniany syrop klonowy to taki ulepek, że dawkuję go naprawdę skąpo, a i tak go czuję. A wiecie, że syrop klonowy, mimo, że dużo słodszy od cukru i miodu razem wziętych, ma od nich mniej kalorii w 100g? Poza tym zawiera masę aminokwasów i enzymów, a także mikroelementów, których próżno szukać w białym cukrze. Wiadomo, miód też zawiera swoje drogocenne składniki, ale w syropie klonowym są one inne i również dobrze działają na nasze zdrowie. Dlatego od niedawna dosładzam niektóre potrawy właśnie syropem klonowym. Ma on bardzo przyjemny, karmelowy smak i jest na szczęście dość wydajny, chyba przez tą nieznośną słodycz. Nie wiem jak Wy, ale ja przepadłam i pewnie jeszcze niejeden przepis tutaj się pojawi z tym słodkim syropem.
Tymczasem pora ogłosić najlepsze ciastka czekoladowe na blogu. Były już najlepsze ciasteczka owsiane (nadal nie zostały zdetronizowane), najlepszy sernik też już ogłaszałam wiele razy. Teraz przyszła pora na czekoladowe ciasteczka. Robią się błyskawicznie, a w smaku są naprawdę obłędne. Musiałam się powstrzymywać, żeby nie zjeść ich wszystkich, bo ciężko się jest od nich oderwać. W swoim lenistwie z podanej porcji zrobiłam 9 sztuk naprawdę dużych ciastek, w rozmiarze amerykańskim. Można też ciasto rozłożyć na dwie blaszki i wyjdzie co najmniej 15 sztuk takich zwykłych ciasteczek. Trzeba jednak pamiętać, żeby zostawić duże odstępy między nimi, bo ciastka w piekarniku rozpływają się na boki i rosną. Dlatego bezpieczniej jednak zrobić mniejsze i zgrabniejsze.
To moja druga propozycja walentynkowa. W następnym wpisie zagości tutaj orientalna kaczka po tajsku. Nie obiecuję, że będzie to jeszcze przed 14 lutego, bo ten tydzień będę miała dość zabiegany.
Tymczasem pora ogłosić najlepsze ciastka czekoladowe na blogu. Były już najlepsze ciasteczka owsiane (nadal nie zostały zdetronizowane), najlepszy sernik też już ogłaszałam wiele razy. Teraz przyszła pora na czekoladowe ciasteczka. Robią się błyskawicznie, a w smaku są naprawdę obłędne. Musiałam się powstrzymywać, żeby nie zjeść ich wszystkich, bo ciężko się jest od nich oderwać. W swoim lenistwie z podanej porcji zrobiłam 9 sztuk naprawdę dużych ciastek, w rozmiarze amerykańskim. Można też ciasto rozłożyć na dwie blaszki i wyjdzie co najmniej 15 sztuk takich zwykłych ciasteczek. Trzeba jednak pamiętać, żeby zostawić duże odstępy między nimi, bo ciastka w piekarniku rozpływają się na boki i rosną. Dlatego bezpieczniej jednak zrobić mniejsze i zgrabniejsze.
To moja druga propozycja walentynkowa. W następnym wpisie zagości tutaj orientalna kaczka po tajsku. Nie obiecuję, że będzie to jeszcze przed 14 lutego, bo ten tydzień będę miała dość zabiegany.
Ciasteczka
czekoladowe z orzechami i syropem klonowym
Lista zakupów:
- 115g masła
- 60g cukru (najlepiej brązowego, ale może być też zwykły)
- 3 łyżki syropu klonowego
- 1 jajko
- 70 g mąki orkiszowej
- 45 g mąki ryżowej
- 2 łyżki kakao
- ½ łyżeczki sody oczyszczonej
- 100g czekolady gorzkiej
- 60g orzechów (pekan, włoskich, laskowych, brazylijskich, nerkowców)
Miękkie masło utrzeć z cukrem i syropem klonowym na puszystą masę. Dalej miksując dodać jajko i ubijać przez 4-5 minut. Mąkę, kakao i sodę przesiać do utartej masy i wymieszać szpatułką lub łyżką drewnianą. Można też wymieszać na najniższych obrotach miksera. Dodać czekoladę oraz orzechy i ostatni raz wszystko wymieszać.
Ciasto formować łyżeczką, w dość sporych odstępach, na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. (Wychodzą 2 blachy mniejszych lub 1 blacha ogromnych ciasteczek).
Piec w piekarniku nagrzanym do 180°C – mniejsze ciastka jedną blachę po drugiej - 10-15 minut, a te XXL ok. 15-17 minut.
Po upieczeniu ciasteczka pozostawić na chwilę na blaszce, ponieważ są bardzo miękkie i się rozjeżdżają. Następnie przełożyć je na kratkę z piekarnika i pozostawić do całkowitego ostygnięcia.
Idąc za radą autorki posta: Ciasteczka pieczone krócej będą miękkie i soczyste w środku. Przy dłuższym czasie pieczenia są bardziej chrupiące. Ja wybrałam tą drugą opcję (omnom).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.