Zaczyna się mój ulubiony kulinarny czas w roku. Czas nowalijek. Ciężko się zdecydować co wybrać w warzywniaku. Na straganach i w sklepach pojawia się już młoda kapusta, botwinka i młode ziemniaczki. Jeszcze co prawda czekamy na te polskie, ale importowane są już coraz smaczniejsze. Oprócz tego zaczął się już sezon na szparagi, moje ulubione warzywa. W weekend zamierzam ugotować z nich nowa zupę. To będzie jedna z niewielu zup nie-kremów na moim blogu.
Oprócz warzyw, oczywiście rozpoczynamy już sezon na przepyszne owoce. Rabarbar już różowieje na moich grządkach. Powiem więcej – ja już mam nawet pomysł do czego go wykorzystam. Na tapecie mam dwa ciacha. Zobaczymy, które z nich będzie pierwsze.
Tymczasem ja już zacieram ręce w przededniu sezonu truskawkowego. Już dziś przygotowałam dla Was ciasto, które może być niezłą propozycją na długi majowy weekend. Bo w tym roku majówka zapowiada się naprawdę zacnie. Nie dość, że może trwać nawet 9 dni, to jeszcze (tfu tfu) pogoda podobno ma nie sprawić żadnej niemiłej niespodzianki i jest szansa na kilka pięknych i ciepłych dni. Macie już w planach jakieś wycieczki? Wśród moich znajomych i rodziny przeważa kierunek Bałkany. Niektórzy zdecydowali się na Słowenię, inni na Chorwację. Słyszałam też o tych, którzy ruszają jeszcze dalej do Czarnogóry czy Albanii. Ja prawdę mówiąc adriatycką wycieczkę mam zaplanowaną na połowę sierpnia. Wcześniej, w czerwcu zamierzam powłóczyć się trochę po polsko-słowackich górach. A jeszcze wcześniej, czyli już jutro, w majówkę, odwiedzę ścieżkę w koronach drzew. Prawdę mówiąc od otwarcia we wrześniu 2017 roku, bardzo jestem ciekawa tej trasy. Podobno jest bardzo przyjemna i wybitnie nadaje się na spacery z dzieckiem. Nie pozostaje mi nic innego, tylko samemu się przekonać czy warto się fatygować. Oprócz tego pewnie odwiedzę kilka bliższych punktów – jak zwykle ogród botaniczny, bo a nuż coś się tam zmieniło. Mamy też już za sobą wycieczkę do Ojcowa, bo ostatnio mój Gagatek bez problemu pokonuje drogę z domu do Bramy Krakowskiej na pieszo. To jest duży plus, bo jedyne, co mnie w Ojcowie denerwuje, to parking. Nie dość, że drogi, to jeszcze zawsze pełny. A tak wystarczy spakować do plecaka jedną wodę więcej i można ruszać na szlaki. Jeśli pogoda dopisze, to mam też w planie intensywne treningi przed swoim debiutem w dyszce. A ten już jesienią. Ojców jest idealnym miejscem na treningi w pięknych okolicznościach przyrody. Poza klepaniem po asfalcie można zrobić kilka fajnych kilometrów na górskich trasach.Dzięki temu łatwiej jest wytrenować siłę biegową. Łatwiej też się zmęczyć, a przecież wiadomo, że o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Ale najważniejsza tutaj jest sama przyjemność z treningu. Nie wiem jak Wam, ale mnie się aż buzia cieszy na myśl o bieganiu wśród skałek i zieleni po leśnych dróżkach. Nic mnie tak nie relaksuje jak możliwość wyciszenia myśli i zmęczenia się podczas tych kilku kilometrów szurania. Wbrew temu, co sobie myślałam kiedyś, ten czas nie poświęcam na spokojne przeanalizowanie problemów, czy znalezienie rozwiązań. Nie porządkuję sobie w głowie nic, nie mam żadnych przemyśleń ani nie wpadam na nic odkrywczego. Na samym początku bieganie było walką o oddech i o życie. U mnie raczej nie ma płaskich terenów, więc podbiegi były kolejnym utrudnieniem i powodem tego, że myślałam jedynie o tym, żeby dobiec do domu.
Teraz bieganie jest już mniej ekstremalne. Dalej treningi sprawiają mi trudność. Dalej wylewam siódme poty. Ale trochę inaczej już do tego podchodzę. Nie ścigam się sama ze sobą. Zaakceptowałam to, że jestem raczej powolnym truchtaczem. Nie trzaskam życiówek na każdym treningu. Wiem też, że potrzeba czasu i sporo wysiłku, aby poprawić swoje wyniki. Dla mnie sukcesem jest możliwość przebiegnięcia coraz dłuższych odcinków bez zatrzymywania się na marsz. Nauczyłam się też panować nad oddechem. Co prawda dalej sapię jak lokomotywa, ale nie wynika to z mojej zadyszki tylko pylenia wszystkiego wokół. W związku z tym oddychanie przez nos u mnie ostatnio nie występuje nawet jak siedzę przed kompem. Dzięki takiemu podejściu nie wstydzę się biegać wolno. Ważne, że wychodzę z domu i robię to, co lubię przez kilka wieczorów w tygodniu. Bawią mnie ci biegający lansiarze, którzy zakładają najmodniejsze ciuszki, najdroższe buty i oczywiście piękne zegarki biegowe i idą na ścieżki biegowe. Są tak ważni, że nawet nie potrafią odpowiedzieć cześć, gdy mnie mijają. Ale na szczęście nie muszę nikomu nic udowadniać, a tym bardziej takim pozerom, którzy biegają jedynie dlatego, że to się stało modne. Nie muszę się tłumaczyć dlaczego nie mam kondycji, żeby pobiec w tempie poniżej 5 min/km. Ci, którzy lubią ten sport tak jak ja i tak wiedzą o co w tym wszystkim biega, że się tak wyrażę. Biegam, bo biegam i nie ma co drążyć. A wracając do przemyśleń podczas biegania, to dziś wiem, że nigdy nie wpadnę na nic konstruktywnego na żadnym treningu ani tym bardziej podczas zawodów. Moje myśli się tak wyciszają, że jedyne, co rejestruję to przebieg trasy, czasem nucę piosenki, które akurat słucham. Co kilometr dostaję też raport o tempie i spalonych kilokaloriach. Wtedy zaczynam myśleć o tym co sobie pysznego zjem jak wrócę do domu albo uświadamiam sobie jak daleko jeszcze do domu i zaczyna się odliczanie – no to dobiegnę jeszcze do tego zakrętu, do tamtego drzewa. I tak nabijają się kolejne metry. A na zawodach biegnę sobie gdzieś w tyle stawki i z uśmiechem na twarzy mijam przechodniów, którzy zawsze mają minę – ale po co oni tak biegną w tym upale/deszczu/zimnie/słońcu?(niepotrzebne skreślić).
Poza bieganiem, wędrowaniem i zbijaniem bąków, majówka jest wybitnie grillowa i imprezowa. Jeśli pogoda się utrzyma, to będzie kilka naprawdę ciepłych, wręcz wakacyjnych dni. Pomysłów na grilla już kilka na blogu mam. Tym razem jak zwykle będzie na słodko. Pamiętacie placek z agrestem, nad którym się rozpływałam? To powiem Wam, że zrobiłam z niego coś jeszcze lepszego. Spód w znanej już Wam wersji połączyłam z truskawkami i kokosową bezą. Uwierzcie mi. Ten placek jest przepyszny. Nawet mój nienawidzący zaparzonych w cieście truskawek Mąż, zjadł ze smakiem kilka kawałków. Także do roboty!
P.S. druga część postu o Gran Canarii ukaże się jak tylko uda się mojemu ślubnemu naprawić dysk, na którym mamy WSZYSTKIE zdjęcia, w tym te z Kanarów. Jest szansa, tak więc trzymajcie kciuki. Jeśli się nie uda, to będziecie się musieli zadowolić postem z mniejszą ilością fotek, bo u siebie na kompie mam ich część, ale to jednak nie jest TA część. Tak czy inaczej, nie zapomniałam, że muszę dokończyć tą serię.
P.S. druga część postu o Gran Canarii ukaże się jak tylko uda się mojemu ślubnemu naprawić dysk, na którym mamy WSZYSTKIE zdjęcia, w tym te z Kanarów. Jest szansa, tak więc trzymajcie kciuki. Jeśli się nie uda, to będziecie się musieli zadowolić postem z mniejszą ilością fotek, bo u siebie na kompie mam ich część, ale to jednak nie jest TA część. Tak czy inaczej, nie zapomniałam, że muszę dokończyć tą serię.
Ucierane
ciasto z truskawkami i kokosową bezą
Lista zakupów
Na ciasto
- 4 żółtka
- 40 ml wody
- 6 g cukru wanilinowego
- 120 g drobnego cukru do wypieków
- 80 ml mleka
- 260 g mąki pszennej
- 1 kopiata łyżeczka proszku do pieczenia
- 40 g masła, roztopionego
- 500 g truskawek, odszypułkowanych
- 1 kopiata łyżka mąki ziemniaczanej
- 4 białka, pozostałe z ciasta
- 200 g drobnego cukru do wypieków
- 100 g wiórków kokosowych
- 1 łyżeczka soku z cytryny
Formę o wymiarach 17 x 27 cm wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Boki formy również posmarować i przykleić paski papieru. Dzięki temu beza się nie połamie przy wyjmowaniu ciasta z formy.
W misie miksera umieścić żółtka, cukier, wodę. Ubijać do otrzymania jasnej, puszystej masy która przynajmniej trzykrotnie zwiększy swoją objętość. Dodać wanilię, dalej ubijając. Do pianki dodać przesianą mąkę z proszkiem, mleko, bardzo (bardzo!) delikatnie wymieszać. Na koniec dodać masło, równie delikatnie wymieszać. Ciasto przełożyć do formy, wyrównać szpatułką. Podpiec w temperaturze 160ºC przez około 15 - 18 minut.
W międzyczasie, gdy do końca podpiekania ciasta pozostało 5 minut zacząć ubijać białka.
Białka umieścić w misie miksera i rozpocząć ubijanie do otrzymania sztywnej piany. Dodawać cukier, łyżka po łyżce, powoli i stopniowo, cały czas ubijając. Powinna powstać gęsta i błyszcząca piana bezowa. Dodać sok z cytryny i zmiksować. Na koniec wsypać wiórki kokosowe i jeszcze raz krótko zmiksować.
Podpieczone ciasto wyjąć z piekarnika. Truskawki pokroić na kawałki i wymieszać z mąką ziemniaczaną. Wysypać równomiernie na ciasto. Na owoce wyłożyć pianę bezową i wyrównać. Wstawić do piekarnika, zmniejszyć temperaturę do 140ºC i piec przez około 50 minut lub krócej, jeśli piana bezowa wcześniej będzie chrupka z wierzchu. Wystudzić w lekko uchylonym i wyłączonym piekarniku. Ciasto można też na noc zostawić w piekarniku i kroić następnego dnia.
Zapraszamy do konkursu na przepisy z truskawkami na Cookpad :) https://cookpad.com/pl/konkursy/438-najlepsze-przepisy-z-truskawkami
OdpowiedzUsuń