piątek, 7 września 2018

Chrupiące kąski kurczaka w fit panierce


Weekend minął, przeżyłam. Mogę podzielić się z Wami moimi wrażeniami z mojego pierwszego górskiego biegu. Ale nie bójcie się, nie będzie tylko o tym. Po przebrnięciu przez tematy biegowe, czekać będzie na Was przepis na pyszny obiadek, który stanowi idealny posiłek na regenerację po zawodach. A jeśli nie startujecie, to będzie po prostu pysznie. 


Tak jak się spodziewałam, przepadłam. Biegi górskie urzekły mnie i pochłonęły całkowicie. Co prawda jestem jeszcze raczkującym biegaczem, ale jeśli mam wybierać, to zdecydowanie bardziej pociągają mnie tego typu dyscypliny. Oczywiście po asfalcie nadal będę klepać, bo tam też mam swoje cele do wyklepania na przyszły rok. Jednym z nich jest poprawienie swojego czasu na piątkę i na dyszkę. Ale nie tak o minutę, dwie, a co najmniej o kilkanaście. No i jak to mi się uda, to wtedy przejdę do trenowania dłuższych dystansów. A w międzyczasie oczywiście romans z górskimi biegami, które wymagają od biegacza zupełnie czegoś innego niż bieganie miejskie. Po pierwsze ważna jest siła biegowa i ogólna sprawność. Przygotowania do biegu w górach to ćwiczenie głównie podbiegów, zbiegów, interwałów, techniki biegania. Gdy zapisałam się na zawody, miałam 2 miesiące na opanowanie tych wszystkich elementów. W międzyczasie zaliczyłam lekką kontuzję kostki i wakacje, które jak wiadomo skłaniają do lenistwa. Niemniej w czasie, gdy trenowałam intensywnie, to przekonałam się jak bardzo źle wcześniej biegałam i ile nauki jeszcze przede mną. Po pierwsze oddech. Trzeba nad nim zapanować i biegać 2 na 2 lub 2 na 3 lub 3 na 3 (dla sprawniejszych biegaczy). Technika mojego biegu też wołała opomstę do nieba. Na podbiegach garbiłam się, na zbiegach hamowałam zamiast przyspieszać, ogółem wszystko do poprawy. Może nie było to aż tak widoczne i dla mniej wprawnego oka wcześniej jak i teraz po prostu biegnę, ale ja odczułam na własnej skórze, że niepoprawna technika kradnie sporo cennych sekund. Oczywiście nadal nie biegam pięknie, sporo mam do zrobienia, ale przynajmniej wiem już, że żeby biegać szybciej, nie wystarczy tylko biegać i olać resztę. Biegi górskie jak żadne inne, wytkną nam też braki w przygotowaniu. Jeśli biegniecie tak jak ja, czyli w sumie na luzie, żeby w ogóle zobaczyć o co kaman, to jest to mniej bolesne dla dumy. Jeżeli chcecie się ścigać, to już niestety potrzeba więcej niż samych treningów biegowych. Ale to jeszcze przede mną. Na razie liznęłam trochę podstaw, zakochałam się w klimacie gór (tak jakbym wcześniej już nie była w nich zabujana) i chcę więcej. Wiem, że za rok Janosikowa Dyszka jest moja, ale w międzyczasie nie zamierzam za bardzo się angażować w zawody trailowe czy górskie. Po prostu mam cały sezon na budowanie formy i solidne przygotowanie się do tego biegu. W mojej okolicy na szczęście mam gdzie trenować, więc teraz już nie mam żadnych wymówek. W tym roku poleciałam na pałę i niestety popełniłam kilka błędów, które kosztowały mnie zwichniętą kostkę i uszczerbek na dumie. Bo chyba najgorsze, co może spotkać biegacza, jest kontuzja podczas zawodów. U mnie ta kontuzja to była zwyczajna gleba na zbiegu. Oprócz kostki obiłam sobie konkretnie kolano i tak dokuśtykałam do mety. A szło mi całkiem nieźle. Już się rozpędzałam, już goniłam dziewczyny przede mną. A tu wszystko poszło się paść. No ale najważniejsze, że dotarłam do tej mety (nie ostatnia!), że mam upragniony medal i że ta przygoda rozbudziła tylko mój apetyt na tą piękną dyscyplinę. Bo wiecie jak to jest. Bieganie w górach jest super, gdy do zawodów jeszcze kilka miesięcy, albo zaraz po przekroczeniu mety. W trakcie podbiegów zastanawiacie się w bardzo niewybrednych słowach co też Wam strzeliło do głowy. Nie dość, że się za to płaci ciężkie pieniądze, to jeszcze trzeba wstać o świcie albo w nocy, jechać tyle kilometrów tylko po to, żeby się ubłocić, upocić, sponiewierać, a na koniec dostać w jedną rękę butelkę wody, w drugą jakieś kluski z mięsem, a na szyję kawałek blaszki. I zrobić sobie kilka fotek, na których jesteście najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, choć dobiegliście w ogonie. Niemniej kto był, ten wie, że poza tym wszystkim jest też radość z pięknych widoków na trasie, niesamowicie życzliwi ludzie na paśnikach, masa zakręconych ludków, którzy startują z Wami albo na bardziej wymagających trasach i ogólna atmosfera jak na Woodstocku. Też jest sporo błota i ludzi lasu. Niemniej dla mnie najważniejszy z tych wszystkich jest widok mojej rodzinki, która stoi na mecie i wiernie mi kibicuje. Coś czuję, że Córeczka za niedługo mnie przegoni, bo już ma za sobą kilka startów, a ma chęć na więcej. 


Zostawmy jednak już te biegi. Dziś mam dla Was bardzo fajną propozycję na mięso z kurczaka. Większość osób podaje go jako kotlety albo nuggetsy czy w wersji fit z grilla. U mnie wszystko razem pomieszane, bo są to małe kotleciki, ale bardzo lekkie i prawie zupełnie bez tłuszczu, a jednak w panierce. Przyznam szczerze, że nie pamiętam kto podrzucił mi ten pomysł, ale chwała mu za to, bo to jedyne kotlety, które lubię robić. Musicie wiedzieć, że ja mięso bardzo chętnie jem, ale jego przygotowanie (a w szczególności tłuczenie kotletów) jest dla mnie obrzydliwe. Tak bardzo, że zrezygnowałam z jedzenia takich klasycznych schabowych, czy kotletów z piersi w ogóle. Aż do teraz, gdy okazało się, że przygotowanie solidnej porcji mięcha może być szybkie, przyjemne, a efekt przepyszny. Skusicie się? 
 

Kąski z kurczaka w chrupiącej panierce

Lista zakupów (na 4 porcje)
  • 2 pojedyncze piersi z kurczaka
  • 1 mały kubeczek gęstego jogurtu naturalnego
  • przyprawy do kurczaka – sól, pieprz, słodka papryka, curry, czosnek i inne
  • 2-3 szklanki płatków kukurydzianych bez dodatków
Kurczaka umyć, osuszyć i pokroić na niewielkie kawałki lub paseczki. Umieścić w misce. Dodać przyprawy i jogurt. Wymieszać i odstawić na godzinę do lodówki. Po tym czasie do drugiej (większej) miski wsypać płatki kukurydziane, rozgnieść je rękami. Każdy kawałek mięsa obtaczać w płatkach i układać na blaszce z piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 25-30 minut w temperaturze około 200°C. Jeśli kurczak zbytnio się zrumieni z wierzchu, można go obrócić w trakcie pieczenia. Podawać z surówką i ziemniakami lub innymi ulubionymi dodatkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...