czwartek, 17 września 2015

Parki rozrywki po polsku



Na straganach i w sklepach królują śliwki, gruszki i inne jesienne owoce. A pogoda jakby płata figla, bo wraca lato. I to w mojej ulubionej postaci. Dwadzieścia kilka stopni, przelotne deszcze, takie ciepłe, letnie, jak w reklamie ;)

Połowa września za nami, więc myślę, że w tym poście wypadałoby podsumować nasze wakacyjne wyprawy. Skupię się na dwóch wycieczkach do miejsc, które szczególnie chętnie wybierają rodziny z małymi i większymi dziećmi. Gdzie tym razem mnie poniosło? Do dwóch rodzinnych parków rozrywki – Inwałdu i Zatorlandu. Oba położone w Beskidzie Śląskim, w niewielkiej odległości od siebie. Inwałd początkowo to był jedynie park miniatur, Zatorland to z założenia park dinozaurów. Oba w ostatnich latach rozrosły się i oferują o wiele więcej atrakcji niż na początku. Jeśli jeszcze nie byliście i zastanawiacie się, czy warto, to ta notka może Wam pomóc. Najpierw omówię każdy park z osobna, a potem skupię się na porównaniu głównych atrakcji, infrastruktury, cen, gastronomii. Na koniec ogólne wrażenie. 
 

Do Zatorlandu wybraliśmy się w połowie sierpnia. Jeśli na wycieczkę wybieracie weekend, to radzę wyjechać z domu na tyle wcześnie, żeby być na miejscu zaraz po otwarciu. Z upływem dnia ilość osób rośnie w tempie logarytmicznym i około 13-14 osiąga apogeum. W słoneczny weekend nie macie co liczyć na ciszę i spokój. Ale wbrew pozorom da się wytrzymać i nie jest aż tak źle.

Zatorland podzielony jest na kilka parków tematycznych. Najbardziej znanym i jak dla mnie najciekawszym jest park ruchomych dinozaurów. Alejki wiją się wśród drzew, które zacieniają i chronią przed słońcem i upałem. Ten niewielki las tworzy też ciekawy klimat, ma się wrażenie, jakby się chodziło po parku jurajskim. No dobra, przesadziłam. Może dzieci mają taką wyobraźnię. Niemniej duży plus za pomysł. Wspomniane dinozaury są już trochę stare i podniszczone, ale dają radę. Moja Córeczka początkowo się ich bała, a potem oglądała z fascynacją. Bardzo fajne są tyranozaury i inne wielkie drapieżniki odwzorowane w skali 1:1. Poza tym bardzo ciekawe opisy każdego gatunku. Właściwie nie ma się do czego przyczepić. Czysto, ładnie i z pomysłem. 



Dla przeciwwagi lunapark i mała kawiarnio-restauracja to najsłabszy punkt tego miejsca. Miałam wrażenie, że znowu się cofnęłam w czasie, albo chociaż w przestrzeni i znalazłam się w Rabkolandzie. Karuzele i inne atrakcje z lat 90tych, kawa i lody niezbyt dobre. Innych rzeczy nie próbowałam, bo mi się odechciało po cukrowych lodach. Ogólnie spędziliśmy tam najmniej czasu i wcale tego nie żałuję.

Następny ciekawy park tematyczny to Park Mitologii. Zaplanowany bardzo przyjemnie dla oka. Większość postaci i mitów unosi się na wodzie. Idąc alejką można przeczytać właściwie wszystkie najważniejsze historie z mitologii, głównie greckiej. Przyjemna powtórka z historii i polskiego. Małe dzieci raczej nie będą zainteresowane, nastolatki mogą się zaciekawić, a dorośli będą mieli przyjemny spacer w ciszy i spokoju. 

Kolejny (i dla nas ostatni) park to kraina baśni i stworzeń wodnych. To była gratka dla naszej Córeczki. Nie dość, że na miejsce zawiozła nas kolejka, to jeszcze mogliśmy pooglądać sceny z Czerwonego Kapturka, Królewny Śnieżki, Kopciuszka, Śpiącej Królewny i innych najsłynniejszych bajek. W niektórych domkach były puszczone słuchowiska z bajek. Dla przedszkolaków super zabawa. Dla starszych już niekoniecznie. 
  
Pozostałych atrakcji nie udało nam się zwiedzić. Na raz następny zostawiliśmy Park Świętego Mikołaja i Park Owadów.

Inwałd był celem naszej wycieczki w ostatnich dniach sierpnia. Pogoda była podobna jak podczas wyprawy do Zatorlandu. Ale tutaj zacienionych miejsc było bardzo mało, więc niepostrzeżenie słońce spiekło mi ramiona. Wspominam o tym, ponieważ lepiej nie zapomnieć kremu z filtrem dla dzieci. Wszystkie najfajniejsze atrakcje zorganizowane są w pełnym słońcu.

Tutaj na pierwszy ogień poszedł Park Miniatur, czyli ten, z którego słynie Inwałd. Podzielony jest na zabytki i budowle z Polski i ze świata. Na mnie największe wrażenie zrobiła twierdza w Malborku i Plac Św. Piotra w Rzymie. Aż chciałoby się tam być. Ogólnie mówiąc park bardzo przyjemny, sensownie pomyślany, a miniatury wykonane z dużą dokładnością. Wśród budowli nie przeszkadzały nawet kiczowate samochodziki i karuzele postawione ku uciesze dzieci. Warto wstąpić również do labiryntu. Niby nic, a można się pogubić. 



Jeszcze ciekawsza jest warownia. Zamek jak zamek. Przyjemnie jest się przejść po dziedzińcu, obejrzeć wystawy i pooglądać panoramę okolicy. Jednak u podnóża zamku znajdują się stylizowane na średniowieczne chaty, gdzie można ulepić naczynia gliniane, nauczyć się tkać albo pomóc kowalowi przy pracy. Oprócz tego warownia proponuje mini park ze smokami i bardzo przyjemny plac zabaw z karuzelą w kształcie beczułek. Obok w jaskini straszą dwa smoki, więc można spędzić tam zaskakująco dużo czasu. 



Na koniec naszego dnia postanowiliśmy się wybrać do mini zoo i w sumie przemilczę to. Dużo ciekawszy okazał się festyn zorganizowany tuż obok, gdzie dzieciaki mogły się wyszaleć w wozach strażackich i przy dźwiękach swojskiej muzyki. 

Park dinozaurów i inne atrakcje zostawiliśmy sobie na raz następny.

Podsumowując, oba parki są ciekawą propozycją na jednodniową wycieczkę. Powiem więcej, do obu z pewnością wrócę w najbliższych sezonach. Jeśli miałabym wybrać jeden z nich, to minimalnie lepiej bawiłam się w Inwałdzie. I tam też chyba wszystko było jednak lepiej zorganizowane.

Ceny podobne. W obu przypadkach wybraliśmy bilet na wszystkie atrakcje na 2 dni. Oczywiście nie wracaliśmy tam na następny dzień, ale jednak po przeanalizowaniu wszystkich opcji ten pakiet wydawał się najbardziej opłacalny. Na następny raz pewnie wykupimy wstęp tylko tam, gdzie jeszcze nie byliśmy, ale na pierwsze zwiedzanie najlepiej nie kombinować. Cenowo wychodzi blisko 50 zł za osobę dorosłą w Zatorze i około 70 zł w Inwałdzie. Trzylatki wchodzą za darmo lub za przysłowiową złotówkę, ale widzieliśmy też, że były dostępne pakiety dla rodzin ze starszymi dziećmi. Niemniej ja już nie wnikałam. Wszystko jest rozpisane na stronach internetowych.

Jeżeli chodzi o gastronomię to w obu parkach nie ma co liczyć na wykwintną kuchnię. Podobno są tam restauracje z prawdziwego zdarzenia, ale nie skorzystaliśmy. W Zatorze piliśmy już wspomnianą kawę i jedliśmy lody. Niezbyt smaczne, ale jadalne. Na pewno lepsze niż w Rabkolandzie. W Inwałdzie poszliśmy na obiad do restauracji w Parku Dinozaurów. Hamburgery i nuggetsy w zestawie dla dzieci przypominają te z popularnych Maków i tym podobnych. Czyli nie jest źle. Cenowo też całkiem przystępnie. Za to kawa tutaj już jest lepsza.

Podsumowując, najbardziej podobały się nam sztandarowe atrakcje obu parków. Czyli wygrywa park dinozaurów w Zatorze i park miniatur w Inwałdzie. Jeśli jeszcze tam nie byliście, to od tych miejsc warto rozpocząć wycieczkę. 

Miłym zaskoczeniem był Park Mitologii w Zatorze i Warownia w Inwałdzie. Za to dużym rozczarowaniem okazał się lunapark w Zatorze i Mini zoo w Inwałdzie. Naprawdę, jeśli nie macie zbyt dużo czasu albo już jesteście zmęczeni, to nie warto sobie zawracać głowy tymi „atrakcjami”.

Dla osób, które zwiedziły te miejsca kilka lat temu, na pewno zaskakujące będzie jak bardzo się rozrosły. Do organizacji i infrastruktury nie mam zastrzeżeń, parkingi są duże, w miejsca bardziej odległe można przejechać się ciuchcią. Głodni też nie będziecie chodzić, bo punkty gastronomiczne rozmieszczone są w sposób przemyślany. Słowem zachęcam do odwiedzenia tych parków czy to specjalnie, czy przy okazji pobytu w okolicy.

Pewnie nic odkrywczego tutaj nie powiedziałam. Niemniej może niektórym z Was ta notka może przyda się albo Was zainspiruje do ruszenia w weekend na wycieczkę. Zapowiadają piękną pogodę, dlatego wykorzystajcie to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...