Powroty do rzeczywistości są zawsze trudne. Szczególnie, gdy wraca się z takich wakacji. Było w nich to, co lubię najbardziej. Dużo ruchu, sporo pysznych i nowych smaków, trochę przyjemnych spotkań w gronie rodzinno-znajomym, ale też kilka wieczorów tylko we dwoje lub w trójkę. Za niedługo opowiem Wam dlaczego te wakacje uważam za wyjątkowo udane. Ale już dziś mogę Wam zdradzić, że dla mnie najważniejsze są przeżycia, które towarzyszą wyjazdom. Tym razem było naprawdę męcząco. Zaliczyliśmy tysiące kilometrów w ciągu jednego weekendu. W sumie to dłużej byliśmy w drodze niż wypoczywaliśmy. Ale mimo wszystko udało mi się w tym całym szale trochę poprzeżywać po swojemu te kilka dni między Polską, Anglią a Hiszpanią. Na pewno godna zapamiętania będzie komunia w krakowskim stroju i msza w angielskim kościele. Do tego kilka obrazków brytyjskich przedmieść, wsi i niezbyt miłe przeżycia na lotnisku w Manchesterze. Ale chyba do końca życia zapamiętam, że trzeba sto razy przejrzeć torebkę przed odprawą bezpieczeństwa, żeby uniknąć nieprzyjemnych przygód.
Gdy dotarliśmy wreszcie do Andaluzji, to był już totalny relaks przez 10 dni. No dobra, jeśli uważacie, że dla mnie to jest leżenie na plaży plackiem i nicnierobienie, to niestety Was rozczaruję. W ciągu tych kilku upalnych dni udało nam się przejechać prawie 2 tysiące kilometrów. Doświadczyliśmy tropikalnych upałów sięgających 45 stopni w cieniu, zastała nas też burza. Zgubiliśmy się w środku nocy w górach, spotkaliśmy się ze znajomymi, którzy tutaj w Polsce mieszkają kilka kroków od nas. Oglądaliśmy najpiękniejsze zabytki Andaluzji, ale też zawędrowaliśmy w miejsca mniej oczywiste od Sewilli czy Kadyksu. W międzyczasie uciekliśmy przed pożarami na Costa de la Luz, a także byliśmy świadkami obławy na autostradzie. Po niektórych przeżyciach F16 oblatujące wybrzeże kilkanaście razy dziennie nie zrobiły na nas wrażenia. Z drugiej strony czasem było naprawdę leniwie. Bo nie pamiętam kiedy mi się zdarzyło spać do 10, wstać i stwierdzić, że jest super. Były też chwile, gdy moim największym dylematem było to czy wieczorem idziemy na plażę czy na basen.
Ale te piękne chwile niestety już minęły i nie ukrywam, że trochę mam niedosyt tych wszystkich wrażeń, smaków i przeżyć. Na szczęście 2 tygodnie w zupełności wystarczyły, żeby zainspirować się niektórymi potrawami i wymyślić swoje ich wersje. Za niedługo pokażę Wam kilka przepysznych ciast oraz obiad, który jest moim wakacyjnym numerem jeden. W rolach głównych bób i kozi ser. Tymczasem w Polsce kończy się sezon na truskawki. Teraz, gdy najedliście się już tych owoców w przepysznych deserach na zimno, zachęcam Was do wypróbowania mojego dzisiejszego przepisu na ciasto drożdżowe z truskawkami. To bardzo klasyczny wypiek, wręcz babciny. Ciasto jest bardzo puszyste, miękkie i długo pozostaje świeże. Gdy skończą się truskawki, to możecie wykorzystać do niego innych sezonowych owoców. Ale nie ukrywam, że właśnie z truskawkami jest najlepsze. Przepis wygrzebałam tutaj i prawdę mówiąc prawie w całości go zacytuję. Jest tak dobry, że nic nie zmieniałam. Zapraszam!
Drożdżówka
z truskawkami
Lista zakupów
Na ciasto
- ½ kg mąki (przesianej)
- 30 g świeżych drożdży
- ½ l ciepłego mleka
- 3 żółtka
- 1 szklanka cukru
- 100 g stopionego masła
- skórka starta z 1 cytryny
- 1 kg truskawek
- 25 g zimnego masła
- 3-4 łyżki mąki
- 2 łyżki cukru pudru
Drożdże rozetrzeć w misce z 1 łyżką cukru, kilkoma łyżkami mąki i ciepłym mlekiem do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Odstawić przykryte, w ciepłe miejsce, bez przeciągów, do wyrośnięcia.
W dużej misce ugnieść mąkę z żółtkami, wyrośniętym rozczynem drożdżowym, mlekiem, wanilią, skórką z cytryny i pozostałym cukrem. Ja wyrabiam ciasto w mikserze planetarnym z użyciem mieszadła hakowego. Można ciasto zagnieść ręcznie, wtedy zajmie to co najmniej 10 minut.
Wyrobione, przykryte ściereczką ciasto odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Kiedy na powierzchni ciasta zaczną pojawiać się bąbelki, dodać stopione i przestudzone masło i wyrabiać całość aż będzie odchodzić od ręki (można ewentualnie podsypać odrobinę mąki, ale ciasto nie powinno być zbyt suche). Zajmie to kolejne 5-10 minut.
Ciasto jeszcze raz przykryć i odstawić do wyrośnięcia na około godzinę, do podwojenia objętości.
Ciasto przełożyć do natłuszczonej i obsypanej mąką lub wyłożonej papierem do pieczenia formy o wymiarach 25x35x6 cm. Ja swoją drożdżówkę robiłam w mniejszej blaszce, z połowy porcji.
Na wierzch ciasta wyłożyć truskawki, całość posypać kruszonką.
Przykryte ciasto odstawiamy po raz ostatni w ciepłe miejsce, bez przeciągów, do wyrośnięcia. Po około 30 minutach, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 °C i piec przez ok. 30-40 minut.
Wierzch ciasta powinien nabrać złocistego koloru, a środek można sprawdzić, wbijając drewniany patyczek – po wyjęciu powinien pozostać suchy.
Po upieczeniu ciasto od razu wyjąć z piekarnika i odstawić do przestudzenia lub serwować na ciepło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.