niedziela, 21 stycznia 2018

Karnawałowe profiterolki

 

W tym roku Karnawał jest dość długi, więc zaczęłam planować co też pysznego Wam w tym sezonie pokażę. Wiadomo, że karnawał bez pączków by nie istniał, więc przynajmniej jeden przepis na te kaloryczne słodkości zamieszczę. Miałam plan wypróbować przepis na bardzo egzotyczne pączki z samego środka Afryki, ale jeszcze nic nie jest pewne. Może mi się w ostatniej chwili odmieni i wrzucę coś bardziej tradycyjnego. Oprócz tego mam już jedno fajne ciasto, które nawet nie pamiętam kiedy zrobiłam, ale myślę, że właśnie idealnie będzie pasować na tą porę roku. Będzie sporo endorfin – banany, kakao, a to wszystko w śmietanowo-galaretkowej oprawie. Chciałabym również uświetnić Walentynki jakimś zakochanym przepisem. Jak zwykle będzie coś na słodko, ale też mam już propozycję na kolację we dwoje.

Czasem pytacie mnie kto zjada wszystkie te moje ciasta. Otóż bardzo często piekę je w malutkich foremkach. Zwróćcie uwagę na to, że moje tortownice mają około 18 cm średnicy. Standardowa blaszka to 22-23, a nawet 26 cm. Na takie wymiary potrzebna jest podwójna porcja wszystkich składników. A kto zjada? Najczęściej obdzielam ciastami rodzinę, a gdy napiekę naprawdę sporo, to trochę ciast zabieram w poniedziałki do pracy. Bo nie ma jak dobrze zacząć tydzień, prawda? Niestety, nie oszukujmy się, częste pieczenie poszerza niektóre moje wymiary, chociaż nie opycham się moimi ciastami przez cały tydzień. Niemniej teraz, gdy już złożyłam oficjalnie postanowienie poprawy, to pewnie znowu co jakiś czas zaczną się tutaj pojawiać bardziej odchudzone przepisy. Powiem szczerze, że niektóre z nich są przepyszne, dlatego nie uważam, żeby to była jakaś strata dla bloga. Poza tym, jak zawsze, mam jeszcze trochę niewykorzystanych zdjęć i przepisów w moim archiwum, dlatego uruchomię również te zasoby.

Inne często pojawiające się pytanie to jak mi się chce tak piec i tyle gotować. Otóż, czasem mi się nie chce. Najczęściej w tygodniu dopada mnie leń i nie mam ochoty gotować dwudaniowych obiadów i wymyślać wykwintnych potraw. Najczęściej wtedy idzie na tapetę jakiś indyk czy kurczak albo spaghetti. Przyznam się Wam, że niejednokrotnie korzystam z gotowców ze sklepów. Wenę do gotowania, jeśli mam, to raczej w weekendy, gdy jest więcej czasu na wykombinowanie czegoś nowego. Natomiast jeżeli chodzi o pieczenie, to również nie zmuszam się do tego, jeśli mi się nie chce. Czasem zamiast upiec kolejne ciacho, to wymyślam jakiś prosty i pyszny deser. Czasem nie robię nic, bo mam zapasik pomysłów na dysku po świętach czy innych uroczystościach, kiedy siłą rzeczy więcej się piecze. A tak naprawdę to ja lubię piec i pichcić. Odpręża mnie to, sprawia mi przyjemność i wtedy też najczęściej angażuję Córeczkę do pracy ze mną. Dzięki temu jest szansa, żeby miło spędzić czas we dwie. Od jakiegoś czasu moja Gagatka zadaje tak dużo i tak szczegółowych pytań, że podczas miksowania i ucierania kolejnych składników ciast nie nudzi mi się wcale. Muszę odpowiadać skąd się biorą te wszystkie owoce do ciasta, jak krowa produkuje mleko, a z czego robi się twaróg, czy cukier zawsze jest słodki… a jak wyjdziemy poza tematy piekarniczo-spożywcze, to się robi dopiero ciekawie. Ostatnio Córkę zafascynowały wszystkie zwierzęta, które mieszkają na bagnach. Nie pytajcie mnie dlaczego. Faktem jest, że muszę opowiadać jej o ptakach, owadach czy innych żabach, które można spotkać na podmokłych terenach. Poza tym na tapecie są dinozaury, teoria ewolucji i kosmos. To dosłownie jakiś kosmos!

Jak widzicie, pieczenie w moim domu to nie nudna konieczność, tylko miły przerywnik w codziennym życiu. Stąd w ogóle pojawił się pomysł na założenie bloga. Kilka koleżanek zauważyło, że pichcę częściej niż przeciętny człowiek, więc może bym zrobiła użytek z tego i podzieliła się wiedzą z innymi. Nie przewidziały chyba, że oprócz przepisów będę się tutaj dzielić wieloma innymi sprawami, ale mam nadzieję, że jednak w rezultacie wszyscy wygrywają.

Dzisiaj kolejny przepis spod znaku małych słodkości. Karnawał trwa, więc dopasuję się przepisem do tej okazji. Profiterolki to bardzo wdzięczne i smaczne ciasteczka. Można powiedzieć, że są to takie małe ptysie wypełnione bitą śmietaną lub innym kremem. U mnie bez udziwnień – dobrej jakości ubita śmietana z odrobiną cukru pudru wystarczy, żeby zaspokoić chęć na słodkie każdego łasucha. Ciasto parzone i krem robi się bardzo szybko, natomiast z nadziewaniem jest trochę więcej zachodu. Nie jest to trudne zadanie, ale niestety sam proces to niezła babranina. Moje profiterolki powstały jako słodka przekąska na Sylwestra 2016. Trochę mi się spieszyło, więc w tym całym zamieszaniu dość mocno ubrudziłam sobie kuchnię. Dlatego uczciwie uprzedzam, żebyście nie zostawiali sobie nadziewania profiterolków na chwilę przed przyjściem gości, bo może być potrzeba przebrania się i ogarnięcia kuchni. Mimo, że te małe ciasteczka najlepsze są na świeżo, to myślę, że spokojnie godzinę, dwie wytrzymają w lodówce, a Wy będziecie mieli jeszcze chwilę na ogarnięcie bałaganu. 
 

Profiterolki z bitą śmietaną

Lista zakupów:

Na ciasto
  • 125 g masła
  • 1 szklanka wody
  • 1 szklanka mąki
  • 4 jajka
na krem
  • 500 ml śmietanki 30 lub 36%
  • ewentualnie 2 śmietanfixy
  • 1-2 łyżki cukru pudru
Dodatkowo – cukier puder lub kakao do posypania, ewentualnie czekolada do dekoracji

Jajka wyjąć z lodówki co najmniej 2 godziny przed rozpoczęciem pracy. Masło zagotować z wodą. Wsypać mąkę, energicznie mieszać rózgą. Odstawić z ognia, gdy ciasto jest szkliste i ładnie odchodzi od ścianek garnka. Ostudzić. Gdy ciasto jest już zupełnie zimne, podzielić je na 2 części. Do jednej połowy dodawać po kolei 2 jajka i miksować do połączenia składników. Ciasto przełożyć do rękawa cukierniczego z ozdobną tylką i wyciskać kuleczki trochę mniejsze niż standardowe ptysie na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Można oczywiście nakładać łyżką dbając, by porcje miały kształt małych kulek. Zostawiać kilkucentymetrowe odstępy, bo ciasto rośnie dość mocno. Mi na jedną blaszkę weszło około 20-25 profiterolków. Piec w temperaturze 200°C około 25 minut. Drugą porcję ciasta przygotować tak samo w czasie, gdy pierwsza partia ptysiów się piecze.

Można także nie rozdzielać ciasta tylko do całości dodawać wszystkie 4 jajka, wymieszać i od razu przygotować 2 blachy ptysi.

Ptysie są gotowe, gdy już nie rosną, a skórka się ładnie zarumieni.

Po wyjęciu z piekarnika ostudzić na kratce. W tym czasie przygotować krem. Schłodzoną śmietankę zmiksować. Gdy już zacznie gęstnieć, dodać śmietanfixy oraz cukier i ubić na sztywny krem.

Bitą śmietanę przełożyć do worka cukierniczego z końcówką do nadziewania. Ostudzone kulki ciasta nadziewać po kolei kremem, robiąc dziurkę w podstawie, która powinna być najbardziej podatna na przebicie. Poza tym nadziane profiterolki wtedy się nie rozpadną i dobrze wyglądają, bo nie widać dziurki.

Układać na paterze lub na talerzu i przechowywać w lodówce maksymalnie do 4 godzin. Co prawda u mnie zostało po imprezie kilka sztuk na dzień następny, ale nie były one już takie dobre jak świeżo po zrobieniu. Przed podaniem posypać cukrem pudrem, kakao lub udekorować rozpuszczoną czekoladą.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...