Cała Polska od piątku żyje wydarzeniami z odległego Nanga Parbat. Wszyscy komentują jak szaleni każdy najmniejszy news na temat Eli i Tomka. Chociaż może nie powinnam się tak z nimi spoufalać, bo ich nie znam. A do niedawna nie miałam pojęcia o ich istnieniu. Ale są takie historie, które mnie czasem chwytają za serce. Ludzie, których totalnie nie znam, a jednak, gdy o nich usłyszę, to mam wrażenie, jakby byli moimi przyjaciółmi od lat. Nie wiem czy przeszłość Pana Tomka (lepiej? Czy mam pisać jeszcze bardziej oficjalnie?), jego zmagania z nałogiem (niestety bliskim mi bardziej niż bym chciała), jego heroiczna walka o życie, o to, żeby przeżyć je po swojemu mimo wszystkim przeciwnościom, powaliła mnie na kolana. Zwykły człowiek, a jakby z kosmosu. Marzyciel, z głową w chmurach, zupełnie niezrozumiany przez większość. Wariat, szaleniec, dla niektórych egoista, człowiek zapatrzony w jakiś odległy punkt, z jednym celem w życiu. Pewnie to wszystko po części prawda. Przejrzałam przez te kilka dni sporo materiałów na temat historii Tomka, jego pasji, rodziny. I mnie uderzyło to, że gdy tylko zaczynał mówić o górach, o swoich marzeniach i planach to aż biła od niego ta pasja, ten żar i to wielkie pragnienie. Nigdy niezaspokojone i wręcz szalone.
Dlatego tak bardzo mnie ten temat pochłonął. Bo w oczach tego człowieka nie dostrzegłam fałszu, pogoni za sławą. Tam jest po prostu prawdziwa miłość do gór. Jak dla mnie źródło czystej inspiracji. Nie znaczy to, że zaczynam zbierać na wyjazd w Himalaje i od dziś śpię zimą pod namiotem. Nie, to nie dla mnie. Ja to mam chorobę wysokościową na 2 tys. m, więc nie przeżyłabym ani chwili w takich warunkach, jakie dla Tomka to wręcz codzienność. Ale tacy ludzie jak on inspirują mnie i przekonują, że jak się bardzo chce, a nie wolno, to trochę można. A poważnie. Tacy ludzie jak Czapkins, dla wielu bezużyteczni włóczędzy i szaleńcy, dla mnie źródło nadziei, że jeśli się czegoś pragnie, to można. Jeśli się ma pasję, to życie nabiera sensu. Jeśli nawet ta pasja nie prowadzi do wynalezienia leku na raka albo podróżowania w czasie, to ma sens. Nawet jeżeli jej jedyny skutek to zaspokojenie swojego ego, to i tak nam się należy. Oczywiste, prawda?
I tutaj, natchniona całym życiem tego niesamowitego himalaisty, zaczęłam czytać co też reszta gawiedzi ma do powiedzenia na ten temat. I na co mi to było, ja się pytam? Prawdę mówiąc już wiele razy przekonałam się, że ludzie są strasznie parszywi. Malutcy, nikczemni, zawistni, głupi i totalnie nudni. Ale tutaj mnie to przerosło. Nie wiem dlaczego aż tak mnie to poruszyło tym razem, ale wstyd mi za każdą jedną wypowiedź tych, którzy roztrząsają, że nie dadzą swoich pieniędzy na akcję ratunkową, że ma co chciał, że jest egoistą i zostawił rodzinę… za dużo tego było, żeby wymieniać. Do tych wszystkich ludzi mam jeden przekaz – życzę Wam tego wszystkiego, czego Wy życzycie temu człowiekowi! Niech karma, los czy inne bóstwo zadziała i przekonajcie się o tym, co znaczy bezsensowny hejt. Wiem, paskudne słowo. Ale dużo gorsze jest to, co niektórzy wyprawiają w Internetach. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego można tak nienawidzić, tak bardzo gardzić drugim człowiekiem w kraju, w którym przeszło 90% społeczeństwa deklaruje wiarę w Boga. Brzydzę się takimi Chrześcijanami. Wolę czerpać z życia Tomka i jemu podobnych, którzy są bliżej tego Boga niż niejeden niedzielny klepacz modlitw. Wolę myśleć, że na świecie są ludzie, którzy będą mogli godzinami opowiadać o swoich pasjach, a jak będzie potrzeba, to bezinteresownie pójdą za kimś w ogień. Tacy ludzie przesuwają granice, ustalają swoje zasady życia, napędzają świat w tym dobrym kierunku. Bo gdzie byśmy byli, gdyby Kolumb wolał siedzieć na kanapie i wpieprzać chipsy niż z narażeniem życia zdobywać nowe lądy? Gdzie byśmy byli, gdyby Wikingowie zadowolili się grabieniem Słowian (akurat my to byśmy już wtedy nie byli), zamiast wypłynąć na zachód? A gdyby himalaiści nie zdobywali swoich Everestów, to żaden Janusz nie mógłby kupić w Lidlu cieplutkiego softshella, bo pewnie człowiek by nawet nie wpadł na to, że można w ten sposób się chronić przed zimnem. I polski Alpinus by nigdy nie miał racji bytu.
Dlatego tak bardzo mnie ten temat pochłonął. Bo w oczach tego człowieka nie dostrzegłam fałszu, pogoni za sławą. Tam jest po prostu prawdziwa miłość do gór. Jak dla mnie źródło czystej inspiracji. Nie znaczy to, że zaczynam zbierać na wyjazd w Himalaje i od dziś śpię zimą pod namiotem. Nie, to nie dla mnie. Ja to mam chorobę wysokościową na 2 tys. m, więc nie przeżyłabym ani chwili w takich warunkach, jakie dla Tomka to wręcz codzienność. Ale tacy ludzie jak on inspirują mnie i przekonują, że jak się bardzo chce, a nie wolno, to trochę można. A poważnie. Tacy ludzie jak Czapkins, dla wielu bezużyteczni włóczędzy i szaleńcy, dla mnie źródło nadziei, że jeśli się czegoś pragnie, to można. Jeśli się ma pasję, to życie nabiera sensu. Jeśli nawet ta pasja nie prowadzi do wynalezienia leku na raka albo podróżowania w czasie, to ma sens. Nawet jeżeli jej jedyny skutek to zaspokojenie swojego ego, to i tak nam się należy. Oczywiste, prawda?
I tutaj, natchniona całym życiem tego niesamowitego himalaisty, zaczęłam czytać co też reszta gawiedzi ma do powiedzenia na ten temat. I na co mi to było, ja się pytam? Prawdę mówiąc już wiele razy przekonałam się, że ludzie są strasznie parszywi. Malutcy, nikczemni, zawistni, głupi i totalnie nudni. Ale tutaj mnie to przerosło. Nie wiem dlaczego aż tak mnie to poruszyło tym razem, ale wstyd mi za każdą jedną wypowiedź tych, którzy roztrząsają, że nie dadzą swoich pieniędzy na akcję ratunkową, że ma co chciał, że jest egoistą i zostawił rodzinę… za dużo tego było, żeby wymieniać. Do tych wszystkich ludzi mam jeden przekaz – życzę Wam tego wszystkiego, czego Wy życzycie temu człowiekowi! Niech karma, los czy inne bóstwo zadziała i przekonajcie się o tym, co znaczy bezsensowny hejt. Wiem, paskudne słowo. Ale dużo gorsze jest to, co niektórzy wyprawiają w Internetach. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego można tak nienawidzić, tak bardzo gardzić drugim człowiekiem w kraju, w którym przeszło 90% społeczeństwa deklaruje wiarę w Boga. Brzydzę się takimi Chrześcijanami. Wolę czerpać z życia Tomka i jemu podobnych, którzy są bliżej tego Boga niż niejeden niedzielny klepacz modlitw. Wolę myśleć, że na świecie są ludzie, którzy będą mogli godzinami opowiadać o swoich pasjach, a jak będzie potrzeba, to bezinteresownie pójdą za kimś w ogień. Tacy ludzie przesuwają granice, ustalają swoje zasady życia, napędzają świat w tym dobrym kierunku. Bo gdzie byśmy byli, gdyby Kolumb wolał siedzieć na kanapie i wpieprzać chipsy niż z narażeniem życia zdobywać nowe lądy? Gdzie byśmy byli, gdyby Wikingowie zadowolili się grabieniem Słowian (akurat my to byśmy już wtedy nie byli), zamiast wypłynąć na zachód? A gdyby himalaiści nie zdobywali swoich Everestów, to żaden Janusz nie mógłby kupić w Lidlu cieplutkiego softshella, bo pewnie człowiek by nawet nie wpadł na to, że można w ten sposób się chronić przed zimnem. I polski Alpinus by nigdy nie miał racji bytu.
A gdybyśmy wszyscy siedzieli na rzeczonej kanapie i żłopali piwo, to o kim byśmy oglądali filmy i programy na Discovery? O kim byśmy czytali książki, gdyby nie było wśród nas takich wariatów jak Tomek? Czy myślicie, że gdybym się nie naczytała o wspaniałych podróżnikach, taternikach i innych alpinistach, to ruszyłabym tyłek na szlaki? A gdybym w dzieciństwie z wypiekami na twarzy nie słuchała o wyczynach Wandy Rutkiewicz czy niesamowitych przygodach Halika, to bym kiedykolwiek zapragnęła wyjść z domu? Na szczęście oprócz tych wielkich podróżników blisko mnie też byli ludzie, którzy tak fizycznie popchnęli mnie do ruszenia w świat. Mój wujek, szwędacz numer jeden, mógł nie namawiać mnie do zdobywania kolejnych szczytów, tylko powiedzieć – siądź sobie i poczekaj, przecież to łażenie po górach nikomu nie służy. On zamiast tego stwierdził, żebym nie marudziła, tylko jechała z nim w Tatry. I dzięki niemu spędziłam kilka wspaniałych sezonów pokonując swoje lenistwo i niechciejstwo. A ile przygód po drodze zaliczyłam, a ile teraz mam historyjek, którymi mogę zadręczać bliskich! Myślę, że gdyby nie tamte doświadczenia, gdyby nie ludzie, którym się chciało pokazać mi to wszystko, to nie miałabym ochoty ani siły do tego, żeby sama podróżować i zwiedzać. Nie przekonałabym się, że w takim szwędaniu można znaleźć masę przyjemności, spełnienia i przeżyć coś więcej niż wszystkie romanse Ridge’a z Mody na sukces. O czym byście tutaj wtedy czytali? Gdzie bym czerpała inspiracje do nowych przepisów? Co bym planowała w długie zimowe wieczory? I nie myślcie sobie, że uważam się za kogoś nadzwyczajnego. Przeciwnie, jestem totalnym przeciętniakiem. Moje największe wysokogórskie doświadczenia to Rysy latem i to od słowackiej strony, a wielkie wojaże zakończyłam na kilku wyspach Atlantyku. No dobra, nie jestem taka zupełnie zwyczajna (mam nadzieję). W końcu nikt normalny nie ma tylu tatuaży ani nie relaksuje się przy pieczeniu tortów. Żaden przeciętny człowiek po tygodniu pracy od rana do wieczora nie będzie marzył o poniewierce w górach czy na innych szlakach. A mi się czasem zdarza. Co prawda ostatnio góry zamieniłam na doliny, a szczyty na atrakcje dla najmłodszych, ale na wszystko przyjdzie pora, gdy mój najmłodszy włóczykij poczuje wiatr we włosach i powie - mamo, chodźmy na Rysy zimą. Już to widzę... (hue hue). Niemniej dzięki takim ludziom jak Tomek, mogę marzyć, że może kiedyś uda mi się wyprawa na Kilimandżaro, o której śnię od wielu lat. A może odwiedzę daleki Wietnam, który jest moim najmłodszym marzeniem? Albo wyruszę na jakiś szalony rafting? A co! Chcieć to móc!
Proszę Was o uszanowanie tych, którzy swoim życiem i swoimi przygodami choć jedną osobę zainspirują do tego, żeby wyszła poza schemat praca-dom-praca-dom-szkoła. Oni wybrali takie życie wierząc, że to jest ich droga. Jeśli tego nie rozumiecie, to nie szkodzi. Niech każdy szuka swojego sposobu na szczęście. Ale jeśli komuś sprawia radość marudzenie, narzekanie, negowanie tego, że ktoś może żyć inaczej, dawanie dobrych rad i gnojenie tych, którzy mają odwagę być inni, to wolę, żeby tacy ludzie nigdy nie stanęli na mojej drodze. Bo ja w swoim życiu odnalazłam coś, czego tym ludziom brakuje. To pasje. Chęć do robienia czegoś tylko dlatego, że mogę. I powiem szczerze, że są to zajęcia, które realizuję kosztem czasu spędzonego z Córką, kosztem rodziny i czasem na przekór wszystkim. Jestem egoistką? Troszeczkę. Co prawda moje pasje nie są miłością mojego życia, nie pochłaniają całej mnie, nie wciągają mnie jak wir. Ale jestem w stanie zrozumieć tych, którzy oddali się bez reszty swoim marzeniom. W końcu miłość jest ślepa.
Pamięci tych, którzy zginęli robiąc to, co kochają. Chwała tym, którzy ruszyli im na pomoc mimo wszystko. Cześć tym, którzy mają odwagę wyjść z domu i się nie oglądać za siebie. Niech takich ludzi nigdy nie zabraknie, bo to oni nas napędzają i inspirują do wielkich czynów.
Proszę Was o uszanowanie tych, którzy swoim życiem i swoimi przygodami choć jedną osobę zainspirują do tego, żeby wyszła poza schemat praca-dom-praca-dom-szkoła. Oni wybrali takie życie wierząc, że to jest ich droga. Jeśli tego nie rozumiecie, to nie szkodzi. Niech każdy szuka swojego sposobu na szczęście. Ale jeśli komuś sprawia radość marudzenie, narzekanie, negowanie tego, że ktoś może żyć inaczej, dawanie dobrych rad i gnojenie tych, którzy mają odwagę być inni, to wolę, żeby tacy ludzie nigdy nie stanęli na mojej drodze. Bo ja w swoim życiu odnalazłam coś, czego tym ludziom brakuje. To pasje. Chęć do robienia czegoś tylko dlatego, że mogę. I powiem szczerze, że są to zajęcia, które realizuję kosztem czasu spędzonego z Córką, kosztem rodziny i czasem na przekór wszystkim. Jestem egoistką? Troszeczkę. Co prawda moje pasje nie są miłością mojego życia, nie pochłaniają całej mnie, nie wciągają mnie jak wir. Ale jestem w stanie zrozumieć tych, którzy oddali się bez reszty swoim marzeniom. W końcu miłość jest ślepa.
Pamięci tych, którzy zginęli robiąc to, co kochają. Chwała tym, którzy ruszyli im na pomoc mimo wszystko. Cześć tym, którzy mają odwagę wyjść z domu i się nie oglądać za siebie. Niech takich ludzi nigdy nie zabraknie, bo to oni nas napędzają i inspirują do wielkich czynów.
(zdjęcia - fanpage Czapkinsa na fb)
Fajny wpis Asia
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tomek IC
Dziękuję! I witam na blogu :D Ten wpis był dla mnie ważny, bo dość emocjonalnie podeszłam do tematu. Dlatego tym bardziej mi miło, że ktoś docenia :)
Usuń