W ubiegły weekend każdy Polak (czy chciał czy nie) w jakiś sposób świętował Stulecie Niepodległości. Niektórzy wybrali się na ten marsz, co to go podobno miało nie być, inni spędzili ten dzień z rodziną, jeszcze inni psioczyli na biegaczy, którzy jak co roku zakorkowali niemal każde miasto w Polsce. Jak się domyślacie byłam też winna temu, że spokojnie się przez Kraków nie dało przejechać. I powiem więcej. Było super. Na trasie sporo ludzi nam kibicowało, śpiewało, machało flagami. Po Wiśle pływały barki, a z jednej z nich co jakiś czas puszczano salwy honoroweku chwale Ojczyzny. Po drodze stało bardzo dużo ludzi z flagami i tak nas zagrzewali do boju, że pierwsze 8 km to prawie przefrunęłam. Dopiero potem przytrafił mi się mały kryzys związany z bardzo dynamicznym spadkiem cukru i gdyby nie izotonik, który miałam przy sobie w softflasku, to mogłoby być nieciekawie. Niestety muszę popracować nad przedbiegowym śniadaniem, ponieważ gdy adrenalina buzuje mi we krwi, to nie mogę jeść. A jednak przed zawodami nie da się nie zjeść, bo właśnie może się przytrafić to, co mi na trasie, czyli lekka niemoc i zjazd poziomu cukru. Niemniej Córeczka tym razem uratowała mi życie i czekała na mnie na mecie z krówkami. Kochane dziecko, prawda?
Wracając do Święta Narodowego, to ja tak naprawdę wcale się nie uważam za wielką patriotkę. Patrząc na to, jak to pojęcie jest rozumiane przez większość tzw. Narodowców, to prawdę mówiąc nawet nie chcę być taką patriotką bo ja jestem po zupełnie przeciwnej stronie barykady. Nie przeszkadzają mi obcokrajowcy, którzy zasiedlają nasz kraj. W końcu my też dość licznie reprezentujemy Polskę w innych państwach i też chcemy się tam czuć jak u siebie. Nie mam problemów z osobami innych orientacji. Przecież wśród „prawdziwych Polaków” się zdarzają i geje i lesbijki i nawet osoby nie do końca pewne swojej płci. Nie po drodze mi z przekonaniem, że prawdziwy patriota to łysy, biały chłopak w wieku 20-30 lat, który z dumą nosi orzełka na piersi, a tak naprawdę o Polsce wie tyle, że powinna być potęgą i słyszał coś tam o Husarii i Żołnierzach Wyklętych. Nie przekonuje mnie też patriotyzm spod budki z piwem, który polega jedynie na wyciąganiu ręki po to, co się rzekomo należy. Ja oddanie ojczyźnie rozumiem jako dbanie o najbliższe otoczenie – zachowanie porządku, czystości, wspieranie lokalnej kultury, wyrobów polskich, promowanie Polski i Polaków za granicą. Patriotyzm to dla mnie chodzenie na wybory, to praca i zarabianie na siebie, a nie życie według zasady „szlachta nie pracuje”. Patriotyzm to też szacunek dla drugiego człowieka niezależnie czy jest kobietą czy dzieckiem, czy nawet Czarnym albo Żydem. Nie wyobrażam sobie gnoić kogoś tylko dlatego, że ma inny kolor skóry niż ja albo nosi „gejowską” fryzurę. Tak naprawdę to wszystko, co tutaj napisałam, powinno być oczywiste. Nie odkryłam Ameryki tymi stwierdzeniami. Jednak ostatnio coraz częściej obserwuję, że niektórzy mają ewidentny problem z zaakceptowaniem tych oczywistych prawd. Z lekkim niesmakiem śledziłam doniesienia ze stolicy, gdzie narodowcy kłócili się z Ratuszemo marsz. Nie do końca rozumiem tego, jak marsz z odpalaniem rac, w asyście policji i wojska oraz w takim tłumie wściekłych brysi może mieć coś wspólnego z oddaniem czci ojczyźnie, ale może się nie znam. Prawdę mówiąc trochę zdziwiło mnie też, że ten marsz jest główną „atrakcją” obchodów stulecia wolności. Chyba powinny być jakieś imprezy, jakieś koncerty, defilady wojska czy pikniki. Tymczasem u nas jak zwykle było mniejsze lub większe mordobicie i zostawienie syfu po przemarszu kilku tysięcy chłopaków, którzy nie do końca wiedzą po co tam przyszli. Nic to, ja ten dzień uczciłam na sportowo. W Krakowie biegacze utworzyli żywą flagę i odśpiewali uroczyście Hymn. Aż miałam ciary, jak stałam w trzytysięcznym tłumie ludzi, którzy ramię w ramię, gardło w gardło śpiewali i przeżywali to razem ze mną. Warto było to przeżyć.
Dzień Niepodległości w Polsce kojarzony jest z rogalami świętomarcińskimi. Im bliżej Poznania tym bardziej. Ja nie przepadam za makiem i niestety ta słodycz mnie zniewala. W zamian za to proponuję Wam rogaliki drożdżowe z aż trzema różnymi nadzieniami. Są bardzo mięciutkie i pachnące, a wykonanie jest prostsze niż w przypadku większości ciast drożdżowych. Co prawda 11 listopada już za nami, ale zanim zaczniecie obmyślać świąteczne smakołyki, to spróbujcie tych rogalików. Nie zawiedziecie się. Autorką pomysłu jest Asia z Kwestii Smaku (Klik klik). Kto jak to, ale ona wie, co dobre.
Wracając do Święta Narodowego, to ja tak naprawdę wcale się nie uważam za wielką patriotkę. Patrząc na to, jak to pojęcie jest rozumiane przez większość tzw. Narodowców, to prawdę mówiąc nawet nie chcę być taką patriotką bo ja jestem po zupełnie przeciwnej stronie barykady. Nie przeszkadzają mi obcokrajowcy, którzy zasiedlają nasz kraj. W końcu my też dość licznie reprezentujemy Polskę w innych państwach i też chcemy się tam czuć jak u siebie. Nie mam problemów z osobami innych orientacji. Przecież wśród „prawdziwych Polaków” się zdarzają i geje i lesbijki i nawet osoby nie do końca pewne swojej płci. Nie po drodze mi z przekonaniem, że prawdziwy patriota to łysy, biały chłopak w wieku 20-30 lat, który z dumą nosi orzełka na piersi, a tak naprawdę o Polsce wie tyle, że powinna być potęgą i słyszał coś tam o Husarii i Żołnierzach Wyklętych. Nie przekonuje mnie też patriotyzm spod budki z piwem, który polega jedynie na wyciąganiu ręki po to, co się rzekomo należy. Ja oddanie ojczyźnie rozumiem jako dbanie o najbliższe otoczenie – zachowanie porządku, czystości, wspieranie lokalnej kultury, wyrobów polskich, promowanie Polski i Polaków za granicą. Patriotyzm to dla mnie chodzenie na wybory, to praca i zarabianie na siebie, a nie życie według zasady „szlachta nie pracuje”. Patriotyzm to też szacunek dla drugiego człowieka niezależnie czy jest kobietą czy dzieckiem, czy nawet Czarnym albo Żydem. Nie wyobrażam sobie gnoić kogoś tylko dlatego, że ma inny kolor skóry niż ja albo nosi „gejowską” fryzurę. Tak naprawdę to wszystko, co tutaj napisałam, powinno być oczywiste. Nie odkryłam Ameryki tymi stwierdzeniami. Jednak ostatnio coraz częściej obserwuję, że niektórzy mają ewidentny problem z zaakceptowaniem tych oczywistych prawd. Z lekkim niesmakiem śledziłam doniesienia ze stolicy, gdzie narodowcy kłócili się z Ratuszemo marsz. Nie do końca rozumiem tego, jak marsz z odpalaniem rac, w asyście policji i wojska oraz w takim tłumie wściekłych brysi może mieć coś wspólnego z oddaniem czci ojczyźnie, ale może się nie znam. Prawdę mówiąc trochę zdziwiło mnie też, że ten marsz jest główną „atrakcją” obchodów stulecia wolności. Chyba powinny być jakieś imprezy, jakieś koncerty, defilady wojska czy pikniki. Tymczasem u nas jak zwykle było mniejsze lub większe mordobicie i zostawienie syfu po przemarszu kilku tysięcy chłopaków, którzy nie do końca wiedzą po co tam przyszli. Nic to, ja ten dzień uczciłam na sportowo. W Krakowie biegacze utworzyli żywą flagę i odśpiewali uroczyście Hymn. Aż miałam ciary, jak stałam w trzytysięcznym tłumie ludzi, którzy ramię w ramię, gardło w gardło śpiewali i przeżywali to razem ze mną. Warto było to przeżyć.
Dzień Niepodległości w Polsce kojarzony jest z rogalami świętomarcińskimi. Im bliżej Poznania tym bardziej. Ja nie przepadam za makiem i niestety ta słodycz mnie zniewala. W zamian za to proponuję Wam rogaliki drożdżowe z aż trzema różnymi nadzieniami. Są bardzo mięciutkie i pachnące, a wykonanie jest prostsze niż w przypadku większości ciast drożdżowych. Co prawda 11 listopada już za nami, ale zanim zaczniecie obmyślać świąteczne smakołyki, to spróbujcie tych rogalików. Nie zawiedziecie się. Autorką pomysłu jest Asia z Kwestii Smaku (Klik klik). Kto jak to, ale ona wie, co dobre.
Rogaliki
drożdżowe z nadzieniem
Lista zakupów (na 24 szt.)
- 600 g mąki pszennej
- 30 g świeżych drożdży
- 250 ml mleka
- 125 g masła
- 5 łyżek cukru
- szczypta soli
- 3 jajka
Nadzienie:
- nutella (kilka łyżek)
- ser na sernik wymieszany z cukrem (do smaku) i ewentualnie garścią rodzynek
- dżem lub owoce (u mnie wiśnie)
- do posmarowania: rozmącone jajko
Drożdże włożyć do kubka, wlać 50 ml ciepłego mleka. Dodać łyżeczkę cukru, 3 łyżki mąki pszennej i wymieszać. Odstawić na ok. 10 minut do wyrośnięcia.
Do reszty ciepłego mleka dodać pokrojone w kosteczkę masło i delikatnie podgrzać (ma być lekko ciepłe).
Do dużej miski wsypać mąkę, dodać sól, cukier, wymieszać. Zrobić w środku wgłębienie, wlać rozczyn z drożdży i zacząć mieszać delikatnie składniki. Dodać jajka, następnie stopniowo wlewać lekko ciepłe mleko z masłem cały czas wolno mieszając łyżką.
Ciasto wyrabiać w misce przez około 10 - 15 minut aż będzie gładkie i elastyczne. Jeśli używacie miksera, to najlepsza do tego będzie końcówka z hakiem. Przykryć ściereczką i odstawić na 45 minut do wyrośnięcia.
Wyjąć na oprószoną mąką stolnicę i połączyć w gładką kulę chwilę wyrabiając ciasto. Podzielić na 3 części. Pierwszą część rozwałkować na placek ok. 30 cm średnicy. W razie potrzeby podsypać mąką. Pokroić na 8 trójkątów.
Na każdy trójkąt (u podstawy) nałożyć po łyżce nadzienia. Ja każdą ósemkę rogalików zawijałam z innym nadzieniem. Zawinąć rogaliki zaczynając od podstawy trójkąta. Odkładać na 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia z zachowaniem odstępów. Odstawić na ok. 20 minut do podrośnięcia. W międzyczasie za pomocą pędzelka posmarować wierzch roztrzepanym jajkiem.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Wstawić pierwszą blaszkę z rogalikami i piec na złoty kolor przez ok. 18 minut. Upiec pozostałe rogaliki. Skropić lukrem lub posypać cukrem pudrem.
Do reszty ciepłego mleka dodać pokrojone w kosteczkę masło i delikatnie podgrzać (ma być lekko ciepłe).
Do dużej miski wsypać mąkę, dodać sól, cukier, wymieszać. Zrobić w środku wgłębienie, wlać rozczyn z drożdży i zacząć mieszać delikatnie składniki. Dodać jajka, następnie stopniowo wlewać lekko ciepłe mleko z masłem cały czas wolno mieszając łyżką.
Ciasto wyrabiać w misce przez około 10 - 15 minut aż będzie gładkie i elastyczne. Jeśli używacie miksera, to najlepsza do tego będzie końcówka z hakiem. Przykryć ściereczką i odstawić na 45 minut do wyrośnięcia.
Wyjąć na oprószoną mąką stolnicę i połączyć w gładką kulę chwilę wyrabiając ciasto. Podzielić na 3 części. Pierwszą część rozwałkować na placek ok. 30 cm średnicy. W razie potrzeby podsypać mąką. Pokroić na 8 trójkątów.
Na każdy trójkąt (u podstawy) nałożyć po łyżce nadzienia. Ja każdą ósemkę rogalików zawijałam z innym nadzieniem. Zawinąć rogaliki zaczynając od podstawy trójkąta. Odkładać na 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia z zachowaniem odstępów. Odstawić na ok. 20 minut do podrośnięcia. W międzyczasie za pomocą pędzelka posmarować wierzch roztrzepanym jajkiem.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Wstawić pierwszą blaszkę z rogalikami i piec na złoty kolor przez ok. 18 minut. Upiec pozostałe rogaliki. Skropić lukrem lub posypać cukrem pudrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.