sobota, 6 maja 2017

Szparagi z koperkowym łososiem




Najlepsze są najprostsze rozwiązania, prawda? Zgodnie z tą zasadą ugotowałam dzisiejszy obiad. Bez udziwnień, stania przy garach i gotowania do wieczora. Sięgnęłam po to, co o tej porze roku jest najlepsze. Pieczony łosoś, młode ziemniaczki i bohater dzisiejszego dania – szparagi ugotowane na parze. Wszystko polałam sosem ze świeżego, młodego koperku.

Do przygotowania tego dania skłoniła mnie Asia z Kwestii Smaku, która niedawno serwowała podobnego łososia. Ja zrobiłam to po swojemu, ale myślę, że oba przepisy są warte polecenia. Bo jak można nie polecić szparagów w maju? Do niedawna niezbyt popularne w Polsce, ale dziś między kwietniem a czerwcem dostępne są w każdym sklepie. I radzę skorzystać z sezonu na te cenne i pyszne warzywa.

Uwielbiam ten czas, gdy co tydzień dosłownie zaczyna się sezon na jakieś warzywa czy owoce. W kolejce już stoi rabarbar, który aż się prosi o ciasto z porcją lodów. Potem może się doczekamy wreszcie truskawek. Chociaż w tym roku podobno ma ich nie być, bo przecież kwiecień poplątał listopad zamiast lata. Ale, ale dziś nie narzekamy. Dziś sobie uświadomiłam, że jeszcze 5 tygodni do moich wakacji. Praktycznie wszystko już mam kupione, zamówione i zabukowane. Nie wiem jak Wy, ale ja w swoim chaotycznym świecie jedno mam bardzo dobrze zaplanowane. Wakacje. Już nieraz wrzucałam Wam tutaj garść rad na temat wakacji z dzieckiem, co zabrać, czego nie, na co zwrócić uwagę i na co się przygotować. Dziś, po kilku razach za granicą i wielu krótszych wycieczkach po Polsce wiem, że wszystkie rady, jakie kiedykolwiek usłyszycie czy przeczytacie, najlepiej dopasować do siebie. I tak, jeśli Wasze dziecko nie potrafi kilometra przejść bez wózka, to nie oszukujcie się, że na wakacjach nagle stanie się wytrawnym piechurem. I nie ma znaczenia, że koleżanka Was przekonuje, że w tym wieku dziecko „nie powinno” już jeździć w wózku. Może i nie powinno, ale wspólny wyjazd to nie najlepszy moment, żeby go tego oduczać. No chyba, że chcecie popracować nad bicepsem i mięśniami pleców. U mnie ostateczne pożegnanie z wózkiem nastąpiło trochę później niż u niektórych dzieciaków, bo w wieku 3,5 lat. Co prawda na co dzień już dawno nie używaliśmy naszej parasolki, ale na wakacje wolałam jeszcze się zabezpieczyć przed koniecznością dźwigania mojej Córeczki na rękach. Okazało się, że jedyne miejsce, gdzie użyliśmy tego wózka to było lotnisko, ale wolałam się o tym przekonać w taki sposób niż pluć sobie w brodę, że wózek stoi w domu. Niemniej uważam, że to wszystko zależy od dziecka i od tego jakie ma przyzwyczajenia. Dlatego wózek to nie jest jakiś „must have” na wyjazd. 


Dla mnie najważniejszym wakacyjnym gadżetem jest tablet. I zanim posypią się na mnie gromy, to pozwólcie, że wyjaśnię. W domu nie jest używany wcale. Właściwie przypominamy sobie o nim jedynie przed dłuższą podróżą lub właśnie wakacjami. I mimo, że dla wielu z Was tablet to zło wcielone, to ja i tak się upieram, że nic tak nie zajmie cztero- czy pięciolatka w ciągu kilkugodzinnej podróży samolotem czy autem. Oczywiście zachęcam do nagrania na niego ciekawych i w miarę wartościowych bajek i gier. Nie uważam, żeby te kilka godzin z tabletem w ciągu roku miało aż tak zgubny wpływ na psychikę naszego dziecka. Oczywiście nie znaczy to, że oprócz bajek na tablecie nie mam innych zabawiaczy. W trakcie jazdy albo lotu gramy w przeróżne gry słowne – kolory, wymienianie słów na jakąś literę, skojarzenia. Ostatnio wymyśliłam zabawę, w której każdy rysuje na kartce jakieś przedmioty i zgina kartkę, potem gracze zamieniają się kartkami i druga osoba dorysowuje coś innego i znów zagina. I tak kilka razy. Na koniec ostatnia wymiana kartek i każdy patrzy co ma namalowane na swojej. Potem musi opowiedzieć jakąś historię albo bajkę z tymi rysunkami. Zabawa jest dość czasochłonna, a przecież właśnie o to nam chodzi. Niestety nie da się w nią grać wszędzie. Myślę, że w samolocie spokojnie się uda, w samochodzie można ją zamienić na prostszą wersję, czyli wymyślanie historyjek z zadanymi słowami. Moja Córeczka bardzo lubi tego typu gry słowne. Ja pamiętam, że jak byłam dzieckiem, to bardzo często bawiłam się w nie z mamą podczas jazdy tramwajem lub autobusem albo gdy czekałyśmy w kolejce. W końcu w latach osiemdziesiątych naprawdę długie ogonki za dosłownie wszystkim to była norma. I takie zabawy uratowały moją mamę i współstaczy od mojego marudzenia. A w zeszłym roku na Gran Canarii podczas bardzo długiego spaceru do plaży w Maspalomas gra w kolory wybawiła mnie od niesienia marudzącego i płaczącego dziecka kilka kilometrów w pełnym słońcu. Tak bardzo zajęłam Córeczkę tą grą, że zapomniała o zmęczeniu i o tym, że ją bolą nogi i całą drogę maszerowała z uśmiechem. Dlatego oprócz gotowca w postaci tableta warto mieć też głowę pełną pomysłów na gry i zabawy słowne.

Inny ważny gadżet, o którym nie czytałam jeszcze u żadnej blogerki to koszulka do kąpieli dla dziecka. Przerobiłam już wszystko. Stroje jednoczęściowe, dwu, ze staniczkiem i właśnie z taką dłuższą koszulką (tankini dla dzieci?). A jak ma jeszcze zakryte ramiona to już w ogóle jest dobrze. Nad morzem nasze dziecko narażone jest na błyskawiczne oparzenia. Oczywiście krem z filtrem, o którym już nieraz pisałam, to podstawa. Ale ja jestem bardziej spokojna, jak mój Gagatek ma osłonięty brzuszek i w razie potrzeby nawet ramiona.

Na koniec kilka słów o jedzeniu dla kilkulatka. Pisałam Wam już o żywieniu w hotelu. A co zabrać ze sobą na wycieczkę? U mnie sprawdzają się wszystkie paluszki, chrupki, herbatniki, a do picia przede wszystkim woda. Od maleńkości przyzwyczajam mojego Gagatka do picia samej wody. Nie jakiś soczków, nie napojów gazowanych. Swoją drogą colę to dałam jej raz w życiu i na szczęście jej nie posmakowała. Za to woda na upały jest najlepsza. Kupuję najczęściej taką w butelce z dziubkiem, którą kilkulatek potrafi sam obsłużyć bez rozlania. A nawet jak się obleje, to przecież jest to tylko woda, która w odróżnieniu od soczków nie zostawi plamy. Do ulubionych przekąsek mojej Córeczki należy też banan i jabłko, pokrojone i spakowane w plastikowe pojemniki. Na wycieczki bardzo często zabieram też różne drożdżówki. Staram się je piec sama, bo w kupnych jest za dużo cukru i za dużo niepotrzebnych syfów. Ale jak nie ma czasu, albo jesteśmy za granicą, to i takie sklepowe też czasem się zdarzają. W ogóle planując moje wakacyjne menu, staram się nie wymyślać nie wiadomo czego, nie wydziwiać. Używam lokalnych i świeżych produktów. Szybki makaron czy jakieś mięsko z sałatką robi się w kilkanaście minut, a nie traci się cennego czasu na stanie przy garach. I właśnie moja dzisiejsza propozycja na obiad to takie szybkie, ale niesamowicie pyszne danie. Wszystko robi się tyle, ile potrzebują ziemniaki, żeby się ugotować. Moja Gagatka niestety odmówiła jedzenia szparagów, ale pozostałe składniki spałaszowała chętnie. A dla mnie to właśnie szparagi były najlepsze. Ale do niektórych smaków trzeba dojrzeć, prawda? W połączeniu z sosem koperkowym ciężko było się od nich oderwać. Spróbujecie?


Łosoś z koperkowymi szparagami

Lista zakupów (na 2 duże lub 3 małe porcje):

  • 250-300 g świeżego łososia
  • 2-3 łyżki soku z cytryny
  • sól, pieprz, ząbek czosnku
  • rozmaryn lub natka pietruszki
  • 4-5 szt. młodych ziemniaków
  • 1 łyżka masła
  • mała garść koperku
  • 15 szt. zielonych szparagów
Na sos
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • ½ szklanki wody
  • ½ - 1 szklanki mleka
  • pęczek świeżego koperku
  • do smaku – sól, pieprz, gałka muszkatołowa, szczypta czosnku niedźwiedziego
Z łososia zdjąć skórę i dokładnie umyć. Sok z cytryny wymieszać z solą, pieprzem, czosnkiem i ziołami. Marynatą polać łososia i zostawić na kilkanaście minut w lodówce. W tym czasie obrać ziemniaki i ugotować w osolonym wrzątku.

Łososia przełożyć do naczynia żaroodpornego i przykryć folią aluminiową. Piec 10 minut pod przykryciem w temperaturze 200⁰C. Następnie zdjąć folię i dopiec przez kolejne 15 minut.

W tym czasie przygotować sos. Masło rozpuścić w rondelku, dodać mąkę i wymieszać widelcem. Następnie dodać wodę i szybko rozmieszać grudki rózgą kuchenną. Jak mieszanina trochę zgęstnieje, to dodawać partiami mleko. Zużyć tyle mleka, żeby otrzymać kremowy i gęsty sos. Całość przyprawić. Koperek posiekać drobno i wrzucić do sosu. Małą garść koperku odłożyć do posypania ziemniaków.

Sos pogotować jeszcze minutę lub dwie. Odstawić.

Szparagi umyć, oderwać zdrewniałe końcówki. Następnie ugotować w całości na parze lub w wodzie. Szparagi potrzebują jakiś 4-5 minut, dlatego najlepiej gotować je na sam koniec, gdy już wszystkie pozostałe składniki obiadu są prawie gotowe. Dłuższe gotowanie tych warzyw spowoduje, że będą włókniste i łykowate.

Łososia wyłożyć na talerze. Ziemniaki odcedzić, posypać resztą koperku i dodać troszkę masła. Wyłożyć obok łososia. Na koniec na talerz dołożyć szparagi i wszystko polać sosem koperkowym. Pycha!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...