sobota, 30 lipca 2016

Ciasto - Brzoskwinie w marcepanie


Za nami tydzień szaleństwa pielgrzymkowego w Krakowie. Na szczęście apogeum wszystkich wydarzeń przypada na sobotę i niedzielę. Mnie to już nie dotyczy, ponieważ zabarykadowałam się w domu i zamierzam przeczekać spokojnie te ostatnie dni Światowych Dni Młodzieży. Prawdę mówiąc bardzo mnie zdziwiło jak może być wyludnione miasto podczas takich imprez. Wszyscy sobie chyba naprawdę wzięli do serca te ostrzeżenia i straszenie, że czeka nas paraliż, że nie uda się poruszać po mieście. A tutaj niespodzianka! Tak to mogłabym jeździć po Krakowie zawsze. Pusto, szybko i przyjemnie. Nawet wszędobylscy pielgrzymi z kolorowymi plecakami nie przeszkadzali. Jeśli mam być szczera, to podobał mi się ten najazd roześmianych buzi na Kraków. Nawet Polacy stali się bardziej otwarci, zadowoleni i mili. Życzyłabym sobie, żeby ten efekt uboczny Światowych Dni Młodzieży pozostał w moim mieście na zawsze. Niemniej nie zrezygnowałam z mojego postanowienia i przez ostatni tydzień korzystałam z roweru. Przyznam szczerze, że bardzo przyjemne doświadczenie. Nie ukrywam, że dojazd do mojej uroczej wioski był dla mnie zbyt dużym wyzwaniem, więc zwykle Mąż zgarniał mnie gdzieś w połowie drogi, zanim zaczęły się góry i doliny.

Prawdę mówiąc podziwiam tych wszystkich, którzy codziennie przemierzają kilometry rowerem, niezależnie od pogody. W ciągu tego tygodnia dwa razy złapała mnie ulewa, nie było to przyjemne. Nie dość, że zmokłam, to po szyję byłam w błocie. Musiałam też sobie poradzić z odpadającym błotnikiem. Odetchnęłam z ulgą, że tylko takie przygody mnie spotkały, bo pewnie z większą usterką nie dałabym rady. Dlatego rower zostawiam na wycieczki, a w przyszłym tygodniu przesiadam się na stałe do samochodu. Wiem, pewnie niektórzy z Was powiedzą mi teraz, że jestem leniem. Niedawno nawet wdałam się w dyskusję z fana(tyka)mi dwóch kółek i po tej rozmowie doszłam do wniosku, że każdy argument przeciwko używania roweru na co dzień, jest odbierany jako wymówka dla swojego niechciejstwa. Nie wiem skąd się bierze taka agresja. Przecież sport to nie tylko rower. Można biegać, tańczyć, grać w nogę, a nawet wystarczy chodzić na długie spacery. No ale niektórych lepiej nie zaczepiać. Są tak zapatrzeni w rower, że nawet mróz i lód na drogach im nie przeszkadza. Ja prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie codziennie poruszać się rowerem do pracy. Po pierwsze dlatego, że muszę po drodze zawieźć Agatkę do przedszkola. Wiem, są specjalne siodełka, przyczepki nawet. Mówcie co chcecie, ale dla dziecka chyba nie jest to zbyt przyjemne, gdy o 5 rano przemierza drogę w deszczu, zimnie, a nie wygodnym samochodem. Poza tym bezpieczeństwo. Bałabym się wyjechać rowerem na ruchliwą drogę wojewódzką. Nie oszukujmy się, nie mamy utrwalonych nawyków ani zachowań względem rowerzystów na drogach. Dla nas to nadal zawalidrogi, które najlepiej wepchnąć do rowu i jeszcze strąbić. Wielu z nas denerwuje, gdy już minie tego rowerzystę, a on bezczelnie w korku znów znienacka nas objedzie i stanie na światłach jako pierwszy. No jak on mógł? Teraz znowu trzeba go mozolnie wyprzedzać. Otóż może, moi drodzy. Jeśli tylko się mieści na drodze i nie urywa przy tym lusterek, to wolno mu tak robić. Kierowcy siedzą wygodnie w samochodzie i na pustej drodze jadą szybciej, a rowerzyści mają ten przywilej, że w korku mogą te samochody sprytnie wyminąć. I jeśli z tego powodu specjalnie rozkraczacie się swoimi autami tak, żeby przypadkiem żaden rower nie przejechał, to nie świadczy to dobrze o Waszej kulturze.

Kończąc swój rowerowy wywód, pozostaje mi tylko podziwiać tych, którzy w mróz, deszcz i palące słońce jeżdżą na dwóch kółkach do pracy, do sklepu (jak przewieźć zgrzewkę wody mineralnej?), z dziećmi i wszędzie. Ja póki co czekam aż moja Córeczka polubi swój rower i wybierzemy się z nią na rodzinną wycieczkę.

Od rowerowych przygód przechodzę do dzisiejszych słodkości. Chociaż prawdę mówiąc nie wiem co ma wspólnego rower z owocowym plackiem. Ale może Wy znajdziecie jakieś połączenie tych dwóch tematów. Tym razem wykorzystałam jeden z moich ulubionych przepisów na blogu (klik klik), jednak jabłka zamieniłam na brzoskwinie, a różaną konfiturę na marcepan. Teraz nie jestem w stanie powiedzieć które połączenie mi smakuje bardziej.


Placek z brzoskwiniami i marcepanem

Lista zakupów

  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 130 g miękkiego masła
  • ½ szklanki cukru pudru
  • 130 g serka homogenizowanego, waniliowe danio
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 8-10 brzoskwiń
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 150 g marcepanu
Mąkę przesiać do miski i wymieszać z cukrem pudrem, proszkiem do pieczenia i solą. Następnie dodać serek, przemieszać całość widelcem, a na koniec dołożyć pokrojone w kostkę, miękkie masło. Całość dobrze wyrobić - ciasto bardzo łatwo się zagniata, nie lepi się ani do rąk, ani do miski.

Brzoskwinie umyć, przekroić na pół i usunąć pestki. Nie obierać.

Formę o wymiarach 17x27 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Ciasto podzielić na dwie części. Jedną rozwałkować i wyłożyć ją na dno formy. Marcepan zetrzeć na tarce o dużych oczkach na blat ciasta. Mąkę ziemniaczaną nasypać do miseczki. Każdą połówkę brzoskwini obtoczyć w skrobi, a nadmiar strzepnąć. Układać na marcepanie płaską częścią w dół. Marcepan i mąka ziemniaczana sprawiają tutaj, że sok, który wycieknie z brzoskwiń nie rozmoczy spodu placka. Drugi kawałek ciasta również rozwałkować i położyć na owocach.

Piec 45-50 minut w temperaturze 180°C. Jeśli wcześniej ciasto się zarumieni z wierzchu, to można przykryć je arkuszem papieru.

Wyjąć z piekarnika i wystudzić. Przed podaniem oprószyć cukrem pudrem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...