Obchodzicie Halloween? Pewnie ta część z Was, która mieszka bliżej krajów anglojęzycznych nie ma wyjścia, albo wręcz chętnie celebruje tą okazję. Jednak u nas w kraju chyba nie jest to jeszcze zbyt popularne święto. Ale… każda okazja jest dobra, żeby poćwiczyć dekorowanie słodkości, więc tym razem przygotowałam dla Was okrrrropne i obrzydliwie wyglądające serniczki. Niech Was jednak nie zwiedzie ich wygląd. W smaku są przepyszne.
Właściwie nic nie mam do Halloween. Podoba mi się i trochę bawi mnie ta potworna oprawa, imprezy kostiumowe i przerażające makijaże. I jedzenie wyglądające jak nagrobki, robaki i zakrwawione części ciała. Akurat w polskiej kulturze i literaturze potwory, strzygi, duchy i inne okropności straszą od bardzo dawna. I to jak straszą! Przyjrzyjcie się jak wygląda pierwszy lepszy topielec albo duch z polskich opowieści… dla mnie jak z najgorszych koszmarów. Przy nich amerykańskie strachy wyglądają wręcz śmiesznie. Więc czemu u nas Halloween nie jest tak naturalnym świętem jak w Anglii czy Stanach Zjednoczonych? No dobra, wśród gimnazjalistów lub studentów, dla których każda okazja jest dobra do imprezowania, Halloween pewnie jest bardzo popularne. Jednak dla reszty Polaków ważniejsze od zabawy jest wspomnienie zmarłych na grobach, modlitwa, czy zaduma.
Sama nie mam zdania która forma obchodzenia tego święta jest mi bliższa. Obie mają jak dla mnie sens. Niemniej dzisiaj chciałabym zaproponować Wam dekorację na halloweenowe babeczki, mini serniczki czy inne „małe” wypieki. Wykorzystałam do tego barwioną na różowo bitą śmietanę, którą wycisnęłam na wystudzone serniczki tylką Wilton 224. To ta, którą robi się malutkie kwiatuszki. Dzisiaj oczywiście nie pasują tu żadne słodkie motywy roślinne, ale jeśli naciśniecie rękaw dość mocno, to tworzy się wzorek w kształcie „flaków”. Przynajmniej mi to się tak kojarzy. Ale równie dobrze możecie krem nałożyć do worka cukierniczego, obciąć sam róg i nakładać na babeczki. Reszta dekoracji to frużelina wiśniowa i żelkowe oczy (ostatnio były dostępne w Lidlu). Z tego przepisu zrobiłam też normalny sernik z wiśniami na ciasteczkowym spodzie, ale dziś podam Wam proporcje na mini-serniczki. Według mojego męża smakują jak pieczona panna cotta, czyli są bardzo delikatne i kremowe. Aż chciałoby się polać je tylko wiśniowym sosem i podać na śnieżnobiałej porcelanie, a nie oszpecać wnętrznościami i oczami. Ale w końcu okazja zobowiązuje.
W takiej wersji raczej na imprezy dla młodzieży i dorosłych. Nie polecam na kinderparty, bo można przestraszyć naszych najmłodszych gości. Chociaż… moja Córcia z wielkim przejęciem i zafascynowaniem dotykała tych dekoracji i wołała Oko! Oko! No cóż, niezbyt wrażliwa na ludzkie wnętrzności…
Właściwie nic nie mam do Halloween. Podoba mi się i trochę bawi mnie ta potworna oprawa, imprezy kostiumowe i przerażające makijaże. I jedzenie wyglądające jak nagrobki, robaki i zakrwawione części ciała. Akurat w polskiej kulturze i literaturze potwory, strzygi, duchy i inne okropności straszą od bardzo dawna. I to jak straszą! Przyjrzyjcie się jak wygląda pierwszy lepszy topielec albo duch z polskich opowieści… dla mnie jak z najgorszych koszmarów. Przy nich amerykańskie strachy wyglądają wręcz śmiesznie. Więc czemu u nas Halloween nie jest tak naturalnym świętem jak w Anglii czy Stanach Zjednoczonych? No dobra, wśród gimnazjalistów lub studentów, dla których każda okazja jest dobra do imprezowania, Halloween pewnie jest bardzo popularne. Jednak dla reszty Polaków ważniejsze od zabawy jest wspomnienie zmarłych na grobach, modlitwa, czy zaduma.
Sama nie mam zdania która forma obchodzenia tego święta jest mi bliższa. Obie mają jak dla mnie sens. Niemniej dzisiaj chciałabym zaproponować Wam dekorację na halloweenowe babeczki, mini serniczki czy inne „małe” wypieki. Wykorzystałam do tego barwioną na różowo bitą śmietanę, którą wycisnęłam na wystudzone serniczki tylką Wilton 224. To ta, którą robi się malutkie kwiatuszki. Dzisiaj oczywiście nie pasują tu żadne słodkie motywy roślinne, ale jeśli naciśniecie rękaw dość mocno, to tworzy się wzorek w kształcie „flaków”. Przynajmniej mi to się tak kojarzy. Ale równie dobrze możecie krem nałożyć do worka cukierniczego, obciąć sam róg i nakładać na babeczki. Reszta dekoracji to frużelina wiśniowa i żelkowe oczy (ostatnio były dostępne w Lidlu). Z tego przepisu zrobiłam też normalny sernik z wiśniami na ciasteczkowym spodzie, ale dziś podam Wam proporcje na mini-serniczki. Według mojego męża smakują jak pieczona panna cotta, czyli są bardzo delikatne i kremowe. Aż chciałoby się polać je tylko wiśniowym sosem i podać na śnieżnobiałej porcelanie, a nie oszpecać wnętrznościami i oczami. Ale w końcu okazja zobowiązuje.
W takiej wersji raczej na imprezy dla młodzieży i dorosłych. Nie polecam na kinderparty, bo można przestraszyć naszych najmłodszych gości. Chociaż… moja Córcia z wielkim przejęciem i zafascynowaniem dotykała tych dekoracji i wołała Oko! Oko! No cóż, niezbyt wrażliwa na ludzkie wnętrzności…
Dzisiejsze serniczki dedykuję Kasi i Hani, które w tym roku po raz pierwszy będą obchodzić prawdziwe angielskie Halloween! Trick or treat!
Zmasakrowane
Mini-serniczki
Lista zakupów (na około 12 sztuk)
- 400 g twarogu z wiaderka
- 250 g mascarpone
- 100 g jogurtu greckiego
- ½ szklanki cukru pudru
- 2 białka z kurzych jajek (jeśli są małe to 3)
- ½ opakowania budyniu waniliowego bez cukru
- 1 łyżka kaszy manny
- 1 łyżeczka mąki pszennej
- 36 sztuk wydrylowanych wiśni (mogą być z kompotu lub nawet kupnej zalewy)
- 1 szklanka wiśni w syropie (można kupić całkiem niezłe w Lidlu)
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- ½ łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w 1 łyżce wody
- 2-3 łyżki soku wiśniowego
- 250 ml śmietanki kremówki 36%
- 1 łyżeczka cukru pudru
- 1 śmietanfix
- odrobina różowego barwnika
- 12 sztuk żelkowych oczu
Do standardowej foremki na muffiny włożyć papilotki. Wypełnić je masą serową prawie do brzegu. Do każdej serowej babeczki włożyć po 3 wiśnie, wciskając lekko w środek.
Piec 25 minut w temperaturze 150°C w kąpieli wodnej (poziom niżej umieścić blaszkę z wyposażenia piekarnika wypełnioną wodą).
Po upieczeniu pozostawić przez 5-10 minut w gorącym piekarniku, następnie wyjąć blaszkę i pozostawić do wystudzenia. Chłodne serniczki umieścić na około 2 godziny w lodówce do stężenia.
W czasie chłodzenia serowych babeczek zrobić frużelinę. Żelatynę trzeba namoczyć w letniej wodzie. Część zalewy wiśniowej (kilka łyżek) odlać do szklanki, rozpuszczając w niej mąkę ziemniaczaną. Resztę zalewy razem z wiśniami gotować w garnuszku z sokiem wiśniowym, dodać rozmieszaną skrobię ziemniaczaną, energicznie wymieszać. Chwilkę to trzeba pogotować, nie przestawać mieszać. Odstawić z kuchenki i do gorącego kisielu dodać żelatynę. Teraz wystarczy zamieszać, żeby żelatyna się dobrze rozpuściła. I gotowe. Można też zrobić frużelinę z wiśni mrożonych lub świeżych, ugotowanych w szklance wody – jak kompot.
Następnie ubić schłodzoną (to ważne) przez minimum 12 godzin kremówkę z dodatkiem cukru, śmietanfixu i odrobiny różowego barwnika. Normalnie nie lubię dodawać żadnej chemii do śmietany, ale zakładam, że babeczki przez jakiś czas będą musiały wytrzymać poza lodówką, więc tym razem warto zrobić wyjątek.
Na stężałe serniczki wylać nieco frużeliny, następnie wycisnąć trochę różowego kremu. Znowu całość pokropić frużeliną tak, żeby spłynęła po serniczkach. W środek wcisnąć żelkowe oko, które również polać kilkoma kroplami frużeliny. Babeczki podawać na talerzu „udekorowanym” krwią z frużeliny.
Przepis bierze udział w akcji:
TO JEST OBRZYDLIWE, JA SWOJEMU DZIECKU CZEGOŚ TAKIEGO BYM NIE PODAŁA. ASIA
OdpowiedzUsuńDzięki, to najlepszy komplement w tym przypadku.
UsuńCóż zrobić, Córeczka sama sobie wzięła. Miałam wyrwać z rączki? ;)