piątek, 20 czerwca 2014

Nietypowy dziecięcy przysmak

Od 20 miesięcy obserwuję moją Córeczkę i razem z nią uczę się trudnej sztuki wyżywienia małego człowieka. Pisałam już o przygodach z żywieniem Córci na wakacyjnych wojażach. Jest też na blogu kilka całkiem fajnych przepisów na smaczne i pożywne dania dla dzieci.  Ale od początku.

Nie twierdzę, że mam małego niejadka. Wręcz przeciwnie, Córcia pięknie je, ale tylko to, co lubi i w takich ilościach jakich chce. Nie zje ani łyżeczki więcej, jeśli jest już pełna. A czasem pełność przychodzi po 2-3 kęsach i nic nie poradzę. Stąd właściwie od urodzenia jej waga waha się w okolicach 3-10 centyla. Na początku martwiłam się tym dość mocno, bo każdy najmniejszy katar powodował niebezpieczny zjazd wagi w dół, a czasem naprawdę nie było już z czego chudnąć. Za namową lekarzy i wszystkich babć i cioć po 5 miesiącu zaczęłam dokarmiać Gagatka jedzeniem słoiczkowym. Nie wiem czy to był błąd, czy powinnam jeszcze poczekać. Nie myślę tak o tym. I tak przez pierwsze kilka tygodni zjadała może kilka łyżeczek marchewki albo ziemniaczka, więc też to nie były oszałamiające ilości. Ale do czego dążę? 


Nieraz spotkałyście się z dobrym radami dotyczącymi karmienia niemowląt. Jedni próbowali Was przekonać, że nie ma nic lepszego niż karmienie piersią, inni, że lepiej dokarmiać butelką, bo wtedy wiadomo ile dziecko zjadło i pokarm jest treściwszy. Co bardziej radykalne panie nazwą mleko modyfikowane paszą, a w odzewie usłyszą, że mają wymiona. I właśnie niedawno czytałam na kilku blogach taką przepychankę słowną pomiędzy mamami. I wiecie co? Przykro mi się zrobiło. Z kilku powodów. Po pierwsze, bo ludzie tak bardzo nie szanują siebie nawzajem i tego, co druga osoba ma do powiedzenia. Po drugie, że wchodzą innym z buciorami w tak intymne strefy jak karmienie. A po trzecie, że używają argumentów poniżej pasa. I pomyśleć, że nie ma piękniejszego widoku, jak najedzony rumiany i zadowolony bobas. A to czy karmiony mm czy mlekiem matki to naprawdę nie jest temat do roztrząsania publicznie przez domorosłych ekspertów od żywienia niemowląt.  


Gdy moja Córcia osiągnęła wiek na tyle słuszny, żeby zacząć próbować nowe smaki, to się dopiero zaczęło. Etapy wciągania wszystkiego jak leci, przeplatane były dniami, gdy nic oprócz mleka nie dało się wcisnąć. Podkręcana przez babcie (przekochane, ale jednak trochę przewrażliwione) i ciocie, skakałam wokół niej wymyślając nowe metody wmuszania dziecku jedzenia. W końcu nadszedł moment, gdy Córka zbuntowała się i nic nie chciała jeść. Na moje nieszczęście zaraz po tym czasie dostała kataru i głodówka trwała dobre 3 tygodnie. Mamy niejadków rozumieją moje obawy w tym czasie. Właściwie wszystko kręciło się wokół szykowania i serwowania nowych posiłków mojej Córeczce. Naprawdę byłam już zmęczona myśleniem ile zjadła, kiedy, a czemu tak mało… i tak doszłam do dzisiejszego „modelu żywienia”. Szykując posiłki dla Gagatka, daję jej wybór, pozwalam jej jeść co chce (oczywiście w granicach rozsądku). Poza tym jemy razem, co najczęściej kończy się wyjadaniem z mojego talerza. Ale dzięki temu Córcia ma okazję spróbować coś, czego nie tknęłaby, gdybym zaserwowała to na jej talerzyku.

 

Dziś Gagatek wchodzi w słynny bunt dwulatka przeplatany epizodami wyrzynania zębów. Mieszanka wybuchowa. Oczywiście manifestowanie swojego zdania również nie ominęło codziennych posiłków. Najchętniej jadłaby słodycze i ewentualnie owoce. Gdy daję jej warzywa to nagle przypomina sobie, że jest zmęczona albo dziąsła ją bolą i w najlepszym wypadku ucieka od stołu, a w najgorszym… mam masę sprzątania. Ale dzisiaj ja też jestem trochę sprytniejsza i przede wszystkim nie daję się zwariować. Jeśli ma gorszy dzień i marudzi to odpuszczam jej trochę. Nic się przecież nie stanie, gdy przez dzień dwa nie zje pełnej miski zupy. Staram się wtedy uzupełniać jej te braki w innych posiłkach, dając np. pomidora do kolacji. Poza tym obserwuję uważnie jej ciągle zmieniające się zachcianki. Zwykle jest tak, że przez kilka dni je na okrętkę jedną, dwie potrawy. I wtedy nie ma przebacz. Jajka muszą być codziennie na śniadanie i kolację, a na obiad ziemniaki. Za tydzień ma zwrot o 180 stopni i nie tknie ziemniaka, za to zajada się mięsem. 

I tak po tym przydługawym wstępie dobrnęłam do celu, czyli do propozycji dla mięsożernych dzieciaków, którym znudziły się już potrawki i gotowana w zupie pierś z kurczaka. Dziś przepis na krokiety w wersji dla najmłodszych. Ale właściwie to może być pyszny obiad dla całej rodziny. Bo dlaczego dziecku trzeba gotować osobno, a reszcie domowników osobno?


Mięsne krokiety

Lista zakupów (na 8 sztuk)

Na naleśniki
  • 2 szklanki mleka (plus ½ szklanki dodane przed smażeniem)
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 1 jajko
  • szczypta soli
  • olej rzepakowy do smażenia
Na nadzienie
  • 250 g mięsa wołowego (najlepiej takiego jak na gulasz)
  • 1 marchewka
  • 1 pietruszka
  • sól, pieprz do smaku
  • dodatkowo – jajko i bułka tarta do panierowania
Składniki na ciasto naleśnikowe wymieszać w misce rózgą i odłożyć do napęcznienia mąki.
 
Marchewkę i pietruszkę obrać i przekroić na pół. Mięso umyć i zagotować razem z warzywami w 2-3 litrach wody. Posolić lekko. Po około 40 minutach gotowania wyjąć wołowinę i jarzynę. Zmielić wszystko, dodając sól i pieprz. Jeśli farsz jest zbyt suchy, to można dolać do niego trochę wywaru. Resztę rosołku wykorzystać jako bazę do pysznej zupy. U mnie tym razem była pomidorowa.

Wróćmy teraz do naleśników. Do ciasta dolać jeszcze trochę mleka. Mąka, pęczniejąc zagęściła trochę masę, a powinna ona być dość rzadka, żeby dało się usmażyć jak najcieńsze naleśniki. Smażyć na rozgrzanym oleju z obu stron pamiętając, żeby nakładać jak najmniej ciasta i rozlewać równomiernie na całej patelni. Nie rumienić zbyt mocno. Wystarczy, żeby naleśniki były jedynie ścięte. 


Farsz podzielić na 8 równych części i nakładać porcje na środek każdego naleśnika. Rozsmarować delikatnie zostawiając brzegi puste. Dwa przeciwległe boki złożyć do środka na 2-3 cm i zwijać ruloniki zaczynając od jednego z niezłożonych boków. W ten sposób utworzą się zgrabne krokieciki, z których podczas panierowania i ponownego smażenia nie wypadnie farsz.

Na koniec panierować w rozmąconym jajku i bułce tartej. Obsmażyć z każdej strony na rumiano. Zamiast bułki ja czasem używam płatków kukurydzianych albo owsianych.

Krokiety można jeść bez dodatków, tak jak ja i Gagatek. Mój mąż zawsze je popija barszczem czerwonym na ostro. Co kto lubi… 


2 komentarze:

  1. wyglądają tak apetycznie, że chyba i ja zaserwuję moim chłopakom taki obiadek :) tylko naleśniki w wersji bezmlecznej - sama woda gazowana wystarczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wystarczy, a nawet tutaj może nawet lepiej pasować. Smacznego!

      Usuń

Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...