Jagodzianki to jest temat rzeka chyba dla wszystkich. Każdy ma jakieś wspomnienia, każdy je z czymś kojarzy. Aż strach pomyśleć co będzie takim kultowym wypiekiem naszych dzieci. Mnie jagodzianki kojarzą się z dzieciństwem, z wakacjami, z upałem. Tato zawsze kupował je, gdy szliśmy na basen albo jechaliśmy do Kryspinowa czy nad inny pobliski zalew. Oblepione lukrem leżały na stoisku pełnym os. Smak dzieciństwa.
Często też zabieraliśmy je na różne wycieczki. W góry, nad jezioro. Nad morze nie jeździłam z rodzicami. Jakoś tak wyszło, że zawsze byłam tam w innym towarzystwie. Z mamą za to często jeździłam w Tatry albo do Krynicy. Szwędałyśmy się po szlakach całymi dniami. Uwielbiałam te wakacje. Mama często wtedy robiła pierogi albo racuchy z borówkami, które same nazbierałyśmy w lesie. Bo to były te czasy, kiedy szło się na spacer, a wracało się z kopą borówek albo naręczem grzybów. I wtedy mama odpalała turystyczną kuchenkę i pichciła najpyszniejsze rzeczy.
Gdy miałam 5-6 lat to jeździliśmy całą rodzinką pod namioty nad jezioro. I tam dookoła nie było nic, tylko las i woda. Właściwie nic szczególnego, wręcz nuda, ale tamte chwile były magiczne, wspaniałe. Całymi dniami pluskałam się w jeziorze albo latałam z psem po lesie. Wieczorami rozpalaliśmy ognisko i piekliśmy ziemniaki czy kiełbaski. I wiecie co? Nie było nic lepszego niż takie ziemniaki z popiołu. Chodziliśmy odrapani, pogryzieni przez komary, ale naprawdę szczęśliwi. Jeśli myślicie, że teraz powiem coś w stylu – to były czasy…albo – teraz to dzieciaki nie wiedzą co to prawdziwa zabawa… to się mylicie. Uważam, że tylko od rodziców zależy co pokażą swoim dzieciom, gdzie z nimi pojadą, jak będą spędzać czas. Oczywiście nie ma się co oszukiwać, czasy są inne. Jest masa rzeczy, o której mi w dzieciństwie się nie śniło. Ale uwierzcie mi, dzieci się nie zmieniły. Dla nich nadal frajdą jest wyprawa do lasu czy nad jezioro. Spróbujcie zorganizować imprezę przy ognisku albo podchody w lesie to dzieciaki będą o tym opowiadały z wypiekami na twarzy przez kolejny miesiąc!
A wracając do tematu posta, to przy okazji ledwo co rozpoczętych wakacji, chciałam Wam zaproponować najlepsze jagodzianki jakie kiedykolwiek jadłam. I to nie jest chwalenie się na wyrost. Ciasto drożdżowe jest mocno wyrośnięte i mięciutkie. W środku oprócz borówek, jest dodatek twarogu, tego prawdziwego – wiejskiego i tłustego. Ale to już moja fantazja, ponieważ uwielbiam wypieki z serem. Dzieło wieńczy kruszonka. W sumie to do tej pory wypróbowałam chyba z 10 różnych przepisów na drożdżówki i nigdy to nie było to. W końcu wróciłam do źródła, do maminego przepisu. I nie ma przebacz, trzeba jajka z cukrem ubić na parze, trzeba powyrabiać ciasto co najmniej 15 minut. Ale warto to zrobić, bo drożdżówki smakują jak te jagodzianki, które mama pakowała na wycieczkę 20 lat temu. A ja dzisiaj narobiłam ich tyle, że część z pewnością zamrożę i będą idealne na najbliższe wyprawy na drugie śniadanie jedzone pod chmurką.
Jagodzianki z dawnych lat
Lista zakupów (na 3 blachy drożdżówek – około 30 sztuk) Na ciasto
- 100 g świeżych drożdży
- 1 łyżka cukru waniliowego
- 3 żółtka
- 1 jajko
- ¾ szklanki drobnego cukru
- 750 g mąki pszennej
- 1 szklanka ciepłego mleka
- 170 g masła
- szczypta soli
Na nadzienie
- 250 g borówek
- 200 g tłustego twarogu
- 1 jajko
- kilka łyżek cukru do smaku
- dodatkowo – kilka łyżek konfitury z truskawek
Na kruszonkę
- 2 łyżki miękkiego masła
- 6-8 łyżek mąki
- 2 łyżki cukru
Drożdże wyjąć z lodówki co najmniej godzinę przed wyrabianiem ciasta. Ważne, żeby były w temperaturze pokojowej. Następnie je pokruszyć, zasypać cukrem waniliowym. Powinny się rozpuścić za kilka minut. Żółtka i jajko umieścić w metalowej misce razem z cukrem i ubijać w kąpieli wodnej do czasu, aż kryształki cukru będą niewyczuwalne między palcami, a masa będzie biała i puszysta. Mi to zajęło jakieś 5-7 minut. Istotne jest, żeby robić to nad gorącą parą. Wtedy całe ciasto jest delikatniejsze.
Masło rozpuścić i lekko przestudzić. Mleko podgrzać tylko tyle, żeby było lekko ciepłe. Do sporej miski albo garnka przesiać mąkę, dodać płynne drożdże (jeśli się nie rozpuściły to pomieszać i odczekać chwilę, ale jeśli są świeże to nie powinno być z nimi problemu). Do wszystkiego wlać masę jajeczno-cukrową, mleko i dodać szczyptę soli. Wyrobić ciasto. Ja tutaj wspomagałam się mikserem z hakami. Gdy wszystkie składniki się wymieszają to dodawać partiami płynne masło. Po każdym dodaniu wyrabiać kilka minut. Po ostatniej porcji masła masę wyrabiać ręką. Ciasto jest gotowe, gdy odchodzi od rąk i brzegów miski i gdy jest sprężyste i błyszczące. Podsypać szczyptą mąki i odstawić w ciepłe miejsce na co najmniej godzinę, a może nawet na dwie.
Masło rozpuścić i lekko przestudzić. Mleko podgrzać tylko tyle, żeby było lekko ciepłe. Do sporej miski albo garnka przesiać mąkę, dodać płynne drożdże (jeśli się nie rozpuściły to pomieszać i odczekać chwilę, ale jeśli są świeże to nie powinno być z nimi problemu). Do wszystkiego wlać masę jajeczno-cukrową, mleko i dodać szczyptę soli. Wyrobić ciasto. Ja tutaj wspomagałam się mikserem z hakami. Gdy wszystkie składniki się wymieszają to dodawać partiami płynne masło. Po każdym dodaniu wyrabiać kilka minut. Po ostatniej porcji masła masę wyrabiać ręką. Ciasto jest gotowe, gdy odchodzi od rąk i brzegów miski i gdy jest sprężyste i błyszczące. Podsypać szczyptą mąki i odstawić w ciepłe miejsce na co najmniej godzinę, a może nawet na dwie.
Tempo rośnięcia ciasta zależy głównie od świeżości drożdży oraz temperatury otoczenia. Dzisiaj u mnie było gorąco, a drożdże też trafiły mi się bardzo świeże, więc gdy zerknęłam do ciasta po godzinie, to prawie wypływało mi z garnka. Dlatego nie czekałam już dłużej.
W czasie, gdy ciasto rośnie, przygotować nadzienie. Borówki umyć, wybrać listki i osuszyć. Twaróg zmiksować z cukrem (ilość zależy od Waszych upodobań) i jajkiem na gładką masę.
Na pewno zdążycie jeszcze zrobić kruszonkę. Wszystkie składniki wymieszać ręką. Jeśli potrzeba, to dodać trochę więcej mąki. Kruszonkę schłodzić w lodówce.
Przygotować 2 blaszki, położyć na nich papier do pieczenia lub posmarować je masłem. Odkrawać kawałeczki ciasta, rozpłaszczać ręką na desce posypanej mąką. Można wałkować, ale ja dałam radę bez wałka. Na środek każdego placka nałożyć łyżeczkę masy serowej i 2-3 łyżeczki suchych borówek. Lepić boki ciasta jak pierogi, nadając bułeczkom wydłużony kształt. Kłaść na blaszce łączeniem do dołu. Zostawić dużo miejsca między bułeczkami, ponieważ rosną… jak na drożdżach. Mi zmieściło się naraz 8 większych lub 10 mniejszych bułeczek. Na koniec, gdy brakło mi borówek, do nadzienia dodałam konfitury z truskawek (tej, którą ostatnio wyjadałam łyżeczką ze słoika – klik), a drożdżówki uformowałam w okrągłe bułeczki.
W czasie, gdy ciasto rośnie, przygotować nadzienie. Borówki umyć, wybrać listki i osuszyć. Twaróg zmiksować z cukrem (ilość zależy od Waszych upodobań) i jajkiem na gładką masę.
Na pewno zdążycie jeszcze zrobić kruszonkę. Wszystkie składniki wymieszać ręką. Jeśli potrzeba, to dodać trochę więcej mąki. Kruszonkę schłodzić w lodówce.
Przygotować 2 blaszki, położyć na nich papier do pieczenia lub posmarować je masłem. Odkrawać kawałeczki ciasta, rozpłaszczać ręką na desce posypanej mąką. Można wałkować, ale ja dałam radę bez wałka. Na środek każdego placka nałożyć łyżeczkę masy serowej i 2-3 łyżeczki suchych borówek. Lepić boki ciasta jak pierogi, nadając bułeczkom wydłużony kształt. Kłaść na blaszce łączeniem do dołu. Zostawić dużo miejsca między bułeczkami, ponieważ rosną… jak na drożdżach. Mi zmieściło się naraz 8 większych lub 10 mniejszych bułeczek. Na koniec, gdy brakło mi borówek, do nadzienia dodałam konfitury z truskawek (tej, którą ostatnio wyjadałam łyżeczką ze słoika – klik), a drożdżówki uformowałam w okrągłe bułeczki.
Każdą drożdżówkę posmarować białkiem (które Wam zostało z ciasta) i posypać schłodzoną kruszonką. Włożyć do piekarnika nagrzanego do 100°C na 5 minut. Następnie zwiększyć temperaturę do 180°C i piec kolejne 15-20 minut do czasu, aż jagodzianki się ładnie zrumienią. Ja formowałam bułeczki o długości około 8 cm lub średnicy 6-7 cm, więc w zupełności im wystarczyło 15 minut w wyższej temperaturze.
Wstyd się przyznać, ale zjadłam 3 sztuki prosto z blachy, gorące. Nie mogłam się powstrzymać, choć wiem, że zaraz mnie będzie od tego boleć brzuch.
Dziękuję, bardzo mi miło.
OdpowiedzUsuń