Torty to moje ulubione wypieki. Nie wiem czemu, po prostu lubię je dekorować, uwielbiam masę z kremówki i mascarpone, którą zawsze (w różnych wersjach) przekładam blaty ciast.
Z okazji podwójnej trzydziestki zorganizowaliśmy z mężem imprezę, której punktem kulminacyjnym był tort rozświetlony przez fajerwerki. Smak wybrałam odpowiedni do pory roku. Było tak gorąco, że tylko orzeźwiająca cytryna tutaj mogła pasować. Powiem Wam, że udekorowanie tego tortu okazało się nie lada wyzwaniem. Było tak gorąco, że krem dosłownie topił się na torcie, nie mówiąc już o rękawie. Wszystko wskazywało, że będzie totalna katastrofa, bo naprawdę żaden fajny dekor nie utrzymałby się dłużej niż minutę. Zaczęłam wyklinać samą siebie, że nie wymyśliłam jakiegoś tortu na zimno z galaretką tylko taki, który zaraz spłynie. No nic, nie poddałam się. Trzeba było pracować naprawdę szybko i wydajnie, stąd moje dekoracje nie powalają. Niemniej wyszedł całkiem zgrabnie i był przepyszny.
Właściwie przygodę z pieczeniem tortów zaczęłam od tego, że nie smakował mi żaden kupny. Nawet torty z tych rzekomo najlepszych cukierni były albo zbyt maziste, albo za słodkie albo śmierdziały margaryną. Dlatego sama postanowiłam nauczyć się piec ładnie, a przy tym smacznie. Oczywiście daleko mi do tych pięknie zdobionych masą cukrową czy marcepanem wielopiętrowych cudeniek. Ale do tego naprawdę trzeba sporo czasu, masę sprzętów i dużo cierpliwości. A ja nie mam żadnej z tych rzeczy.
Za to mogę się pochwalić, że każdy z moich tortów był przepyszny. Najczęściej wybieram smaki czekoladowe, kawowe i właśnie cytrynowe czy z dodatkiem świeżych owoców. Lubię też kokosowe i migdałowe, dlatego wkrótce pewnie coś w tych smakach zagości na moim blogu. Za to nie cierpię wypieków orzechowych. Jeśli w cieście są orzechy posiekane albo w całości to traktuję to jako bakalie i wtedy jest ok. Nie lubię jednak żadnych mas ani ciast, w których orzechy występują w formie zmielonej. Tak samo jest z nutellą. Samą na kanapce zjem raz na ruski rok, a do wypieków unikam, bo po prostu mi nie pasuje. Stąd raczej na moim blogu nie zagoszczą ani torty ani ciasta o smaku orzechowym. Zrobię tylko jeden wyjątek, gdy wyciągnę od koleżanki przepis na tort z orzechów włoskich. To jedyne tego typu ciasto, które zjem ze smakiem. Jest bardzo wilgotny i o bardzo mocnym aromacie. I tutaj może tkwi różnica, ponieważ smakuje jakby się jadło same orzechy, a nie przemielone w cieście. Poza tym nie jest mdły ani zbyt słodki. Ale o tym kiedy indziej.
Wracając do mojego urodzinowego tortu, to chciałam połączyć zgrabny wygląd z delikatnym i pysznym smakiem. Zapowiadali na tą imprezę nieziemskie upały, więc powstrzymałam się od upieczenia mojego ulubionego tortu czekoladowego, bo jest zbyt ciężki. Dlatego najpierw wymyśliłam coś kokosowego, ale mój mąż przekonał mnie, że cytrynowy tort będzie najlepszy. I miał rację! Posiłkowałam się przepisem na tort tęczowy, z Moich Wypieków. Znacie już ten przepis, wykorzystałam go w Torcie-Żyrafie na urodziny córci. Tym razem jednak było troszkę inaczej. Zobaczcie sami.
Cytrynowy tort na upalne dni
Lista zakupów
Na 3 biszkopty rzucane:
Oddzielić białka od żółtek. Z białek (ze szczyptą soli) ubić sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać po 1 łyżce cukier. Następnie wrzucać żółtka, mieszając po każdym dodaniu. Dodać zielony barwnik i krótko zmiksować do uzyskania jednolitego koloru. Przesiać do masy obie mąki i wmieszać delikatnie drewnianą łyżką. Na koniec dodać skórkę z cytryny i również delikatnie i krótko wmieszać w ciasto. Masę przenieść do tortownicy i piec w temperaturze 160-170°C przez około 40 minut. Najlepiej nie używać termoobiegu. Po wyjęciu z piekarnika, jak zwykle gorące ciasto rzucić z wysokości około 60 cm na ziemię (oczywiście razem z blachą). Gdy biszkopt przestygnie to oddzielić nożem od brzegów tortownicy i wyjąć z blaszki, oderwać papier i przełożyć na deskę.
Schłodzoną kremówkę ubić, pod koniec dodawać po łyżce ser mascarpone, cukier puder i skórkę z cytryny. Krem miksować dopóki nie będzie sztywny. Takie proporcje kremówki i mascarpone sprawiają, że masa będzie sztywna i dobrze zachowa wzory wyciskane na tort.
Do miski przełożyć kilka łyżek ubitego kremu, dodać czerwony barwnik i wymieszać. Obie masy schłodzić krótko w lodówce.
Biszkopt przekroić wzdłuż na 3 blaty. Jeden z nich położyć na paterze, naponczować roztworem z soku z cytryny, wody i cukru. Wyłożyć 1/3 białego kremu i wyrównać. Nałożyć drugi blat, naponczować i posmarować 1/3 masy cytrynowej. Na wierzch wyłożyć ostatni blat ciasta, naponczować pozostałym roztworem. Boki i górę tortu posmarować pozostałym kremem i wyrównać. Czerwonym kremem wykonać ozdobne rozetki, kwiatki i inne ozdoby używając do tego rękawa cukierniczego z tylkami. Całość udekorować liśćmi mięty (wcześniej umytymi i osuszonymi). Wstawić do lodówki na około 2 godziny do całkowitego stężenia kremu.
Ja w swoim torcie zrobiłam jeden błąd. Dałam do masy więcej kremówki niż mascarpone, więc krem był bardzo lekki, ale też mniej stabilny. I tak jak wspomniałam na początku, przy temperaturze powyżej 30°C, spływał trochę z tortu. Dlatego zaproponowałam tutaj krem wykorzystany w kilku innych wypiekach, który uważam za bardziej bezpieczny podczas letnich upałów.
Niestety zdjęć w przekroju nie mam, dlatego nie zobaczycie jak fajnie wyglądało połączenie zielonych blatów z białą masą, ale od momentu pokrojenia podczas imprezy, do zjedzenia ostatniego kawałka, minęła jakaś godzina, więc nie miałam szans na cykanie fotek. Może następnym razem zdążę i Wam pokażę ten efektowny środek.
Lista zakupów
Na 3 biszkopty rzucane:
- 6 dużych jajek
- ¾ szklanki cukru
- 15 łyżek mąki krupczatki
- 6 łyżek mąki ziemniaczanej
- skórka otarta z 1 dużej cytryny
- barwniki spożywcze, w żelu/paście lub w proszku – u mnie zielony
- 600 ml śmietany kremówki (30 lub 36%)
- 750 g serka mascarpone
- 2 łyżki cukru pudru, do smaku
- skórka otarta z 1 cytryny
- kilka kropel czerwonego barwnika w żelu
- garść świeżych liści mięty do dekoracji
- sok z 2 cytryn rozcieńczony w wodzie z cukrem tak, żeby uzyskać ½ szklanki roztworu do naponczowania biszkoptów
Oddzielić białka od żółtek. Z białek (ze szczyptą soli) ubić sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać po 1 łyżce cukier. Następnie wrzucać żółtka, mieszając po każdym dodaniu. Dodać zielony barwnik i krótko zmiksować do uzyskania jednolitego koloru. Przesiać do masy obie mąki i wmieszać delikatnie drewnianą łyżką. Na koniec dodać skórkę z cytryny i również delikatnie i krótko wmieszać w ciasto. Masę przenieść do tortownicy i piec w temperaturze 160-170°C przez około 40 minut. Najlepiej nie używać termoobiegu. Po wyjęciu z piekarnika, jak zwykle gorące ciasto rzucić z wysokości około 60 cm na ziemię (oczywiście razem z blachą). Gdy biszkopt przestygnie to oddzielić nożem od brzegów tortownicy i wyjąć z blaszki, oderwać papier i przełożyć na deskę.
Schłodzoną kremówkę ubić, pod koniec dodawać po łyżce ser mascarpone, cukier puder i skórkę z cytryny. Krem miksować dopóki nie będzie sztywny. Takie proporcje kremówki i mascarpone sprawiają, że masa będzie sztywna i dobrze zachowa wzory wyciskane na tort.
Do miski przełożyć kilka łyżek ubitego kremu, dodać czerwony barwnik i wymieszać. Obie masy schłodzić krótko w lodówce.
Biszkopt przekroić wzdłuż na 3 blaty. Jeden z nich położyć na paterze, naponczować roztworem z soku z cytryny, wody i cukru. Wyłożyć 1/3 białego kremu i wyrównać. Nałożyć drugi blat, naponczować i posmarować 1/3 masy cytrynowej. Na wierzch wyłożyć ostatni blat ciasta, naponczować pozostałym roztworem. Boki i górę tortu posmarować pozostałym kremem i wyrównać. Czerwonym kremem wykonać ozdobne rozetki, kwiatki i inne ozdoby używając do tego rękawa cukierniczego z tylkami. Całość udekorować liśćmi mięty (wcześniej umytymi i osuszonymi). Wstawić do lodówki na około 2 godziny do całkowitego stężenia kremu.
Ja w swoim torcie zrobiłam jeden błąd. Dałam do masy więcej kremówki niż mascarpone, więc krem był bardzo lekki, ale też mniej stabilny. I tak jak wspomniałam na początku, przy temperaturze powyżej 30°C, spływał trochę z tortu. Dlatego zaproponowałam tutaj krem wykorzystany w kilku innych wypiekach, który uważam za bardziej bezpieczny podczas letnich upałów.
Niestety zdjęć w przekroju nie mam, dlatego nie zobaczycie jak fajnie wyglądało połączenie zielonych blatów z białą masą, ale od momentu pokrojenia podczas imprezy, do zjedzenia ostatniego kawałka, minęła jakaś godzina, więc nie miałam szans na cykanie fotek. Może następnym razem zdążę i Wam pokażę ten efektowny środek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.