Jakiś czas temu bratowa podzieliła się ze mną przepisem na przepyszny dodatek do obiadu – makaronem ryżowym w sosie pomidorowym. Nasza kuchnia i sposób gotowania różni się całkowicie, ale zawsze jak goszczę u niej na obiedzie albo grilu to wszystko bardzo mi smakuje.
Może najlepsze właśnie jest to, że jej potrawy są takie inne niż moje, a przy tym naprawdę pyszne. Czasem nie mogę się oprzeć i niektóre pomysły przemycam do swojej kuchni.
Tak właśnie było w przypadku tego makaronu. Warto zastąpić nim codzienne ziemniaki. To danie w smaku zbliżone jest do risotto, robi się je podobnie, tylko nie dodajemy wina, a sam bulion. Idealnie jest, gdy mamy własnoręcznie przyrządzony bulion z kurczaka albo wołowo-drobiowy. Jednak jeśli Wam się spieszy, to od biedy można dodać kostkę albo bulionetkę rozpuszczoną we wrzątku. Ja muszę się przyznać, że zwykle ten makaron podaję do dań szybkich i po pracy nie chce mi się gotować jeszcze dodatkowo rosołu, ale raz na jakiś czas taka kostka nas nie zabije.
Dobrym sposobem na uniknięcie dodawania tych paskudnych kostek do dań jest przygotowanie sobie własnego domowego bulionu w wersji skondensowanej i zamrożenie go np. w woreczkach do lodu. Wtedy w razie potrzeby można wyjąć jedną albo dwie kostki ze smakiem i dodanie ich do tego makaronu lub do zupy. Prawdę mówiąc przymierzam się do tego pomysłu od dawna, jednak jeszcze nie znalazłam w sobie wystarczająco dużo chęci do tak długiego gotowania rosołu. Jestem jednak pewna, że to jest niezły pomysł i wcześniej czy później spróbuję i powiem Wam jak to wychodzi. Za to kostki rosołowe pożegnałam już jakieś kilka lat temu, kiedy to zamieniłam je na suszone warzywa kupowane na miejscowym targu i sól (ale w takiej ilości jaka mi odpowiada). Samych kostek używam bardzo, bardzo rzadko i wybieram raczej te, które nie zawierają glutaminianu sodu i innych szkodliwych wzmacniaczy smaku. Da się takie znaleźć, wystarczy poszperać w necie albo jeśli dobrze czujecie się w chemii, to poczytajcie na etykietach skład takich kostek. Natomiast suszone warzywa to dla mnie najlepszy sposób na pyszne doprawienie dań i zup, ponieważ po pierwsze można sypnąć dużo więcej prawdziwych warzyw do dań, a po drugie mamy kontrolę nad ilością soli, którą dodajemy do naszych potraw. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie kupuję przypraw typu Vegeta czy inne Kucharki, które jak dla mnie są sproszkowaną wersją kostek rosołowych. Chodzi mi tutaj o suszoną włoszczyznę – marchewkę, pietruszkę, seler, por, natkę pietruszki i lubczyk. Taką mieszankę udało mi się znaleźć na stoisku z przyprawami w Skale, więc zachęcam do poszukania w sklepach i na targach właśnie samych warzyw, bez dodatku soli i innych polepszaczy. Oczywiście traktuję to jedynie jako przyprawa do wywarów mięsno-warzywnych. Bazą wszystkich zup i sosów u mnie są świeże jarzyny (najlepiej z własnego albo sąsiedniego ogródka) i mięso – najczęściej drób.
Zapytacie co w takim razie zrobić, jeśli chcecie ugotować sos grzybowy albo pieczeniowy? Przecież suszona marchewka nie nada im smaku leśnych grzybów czy duszonej wołowiny. Nie ma wyjścia, trzeba użyć grzybów i mięsa. Zapewniam Was, że sztuczne kostki z aromatem borowików nie są nawet w połowie tak dobre jak kilka suszonych czy świeżych grzybków dorzuconych do sosu. Gdy robicie pieczeń, to na sos najlepiej użyć tego, co wypłynie spod pieczonego mięsa, wymieszanego z duszonymi warzywami i odrobiną mąki.
Może to nie jest zbyt odkrywcze, ale bardzo często rezygnuje się z naturalnych dodatków na rzecz torebkowych sosów i kostek smakowych. W telewizji przekonują nas, że Pomysł na obiad, do którego trzeba dodać mięso, przyprawy, olej i warzywa, jest lepszy od mięsa, przypraw, warzyw i oleju bez Pomysłu. No to ja się pytam co w tej torebce z gotowym daniem się znajduje, skoro wszystko trzeba do tego dodać? Nie zastanawia Was, że ktoś nabija nas w butelkę i sprzedaje nam szczyptę przypraw, masę soli, soi, polepszaczy i tonę chemii, które każe nam dodać do pysznych warzyw i mięsa? A nam się wydaje, że to jest lepsze niż danie wykonane samodzielnie!
Dlatego zachęcam po raz kolejny do czytania etykiet i jeśli w składzie jest więcej niż 2-3 substancje, których nazw się nie da wypowiedzieć albo, o których nigdy nie słyszeliśmy to lepiej odłożyć na półkę taki produkt i przejść się na targ po świeżą marchew, pietruszkę i inne warzywa.
Wracając do przepisu – jeśli jeszcze nie zniechęciłam Was do jedzenia w ogóle, to polecam do wypróbowania.
Tak właśnie było w przypadku tego makaronu. Warto zastąpić nim codzienne ziemniaki. To danie w smaku zbliżone jest do risotto, robi się je podobnie, tylko nie dodajemy wina, a sam bulion. Idealnie jest, gdy mamy własnoręcznie przyrządzony bulion z kurczaka albo wołowo-drobiowy. Jednak jeśli Wam się spieszy, to od biedy można dodać kostkę albo bulionetkę rozpuszczoną we wrzątku. Ja muszę się przyznać, że zwykle ten makaron podaję do dań szybkich i po pracy nie chce mi się gotować jeszcze dodatkowo rosołu, ale raz na jakiś czas taka kostka nas nie zabije.
Dobrym sposobem na uniknięcie dodawania tych paskudnych kostek do dań jest przygotowanie sobie własnego domowego bulionu w wersji skondensowanej i zamrożenie go np. w woreczkach do lodu. Wtedy w razie potrzeby można wyjąć jedną albo dwie kostki ze smakiem i dodanie ich do tego makaronu lub do zupy. Prawdę mówiąc przymierzam się do tego pomysłu od dawna, jednak jeszcze nie znalazłam w sobie wystarczająco dużo chęci do tak długiego gotowania rosołu. Jestem jednak pewna, że to jest niezły pomysł i wcześniej czy później spróbuję i powiem Wam jak to wychodzi. Za to kostki rosołowe pożegnałam już jakieś kilka lat temu, kiedy to zamieniłam je na suszone warzywa kupowane na miejscowym targu i sól (ale w takiej ilości jaka mi odpowiada). Samych kostek używam bardzo, bardzo rzadko i wybieram raczej te, które nie zawierają glutaminianu sodu i innych szkodliwych wzmacniaczy smaku. Da się takie znaleźć, wystarczy poszperać w necie albo jeśli dobrze czujecie się w chemii, to poczytajcie na etykietach skład takich kostek. Natomiast suszone warzywa to dla mnie najlepszy sposób na pyszne doprawienie dań i zup, ponieważ po pierwsze można sypnąć dużo więcej prawdziwych warzyw do dań, a po drugie mamy kontrolę nad ilością soli, którą dodajemy do naszych potraw. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie kupuję przypraw typu Vegeta czy inne Kucharki, które jak dla mnie są sproszkowaną wersją kostek rosołowych. Chodzi mi tutaj o suszoną włoszczyznę – marchewkę, pietruszkę, seler, por, natkę pietruszki i lubczyk. Taką mieszankę udało mi się znaleźć na stoisku z przyprawami w Skale, więc zachęcam do poszukania w sklepach i na targach właśnie samych warzyw, bez dodatku soli i innych polepszaczy. Oczywiście traktuję to jedynie jako przyprawa do wywarów mięsno-warzywnych. Bazą wszystkich zup i sosów u mnie są świeże jarzyny (najlepiej z własnego albo sąsiedniego ogródka) i mięso – najczęściej drób.
Zapytacie co w takim razie zrobić, jeśli chcecie ugotować sos grzybowy albo pieczeniowy? Przecież suszona marchewka nie nada im smaku leśnych grzybów czy duszonej wołowiny. Nie ma wyjścia, trzeba użyć grzybów i mięsa. Zapewniam Was, że sztuczne kostki z aromatem borowików nie są nawet w połowie tak dobre jak kilka suszonych czy świeżych grzybków dorzuconych do sosu. Gdy robicie pieczeń, to na sos najlepiej użyć tego, co wypłynie spod pieczonego mięsa, wymieszanego z duszonymi warzywami i odrobiną mąki.
Może to nie jest zbyt odkrywcze, ale bardzo często rezygnuje się z naturalnych dodatków na rzecz torebkowych sosów i kostek smakowych. W telewizji przekonują nas, że Pomysł na obiad, do którego trzeba dodać mięso, przyprawy, olej i warzywa, jest lepszy od mięsa, przypraw, warzyw i oleju bez Pomysłu. No to ja się pytam co w tej torebce z gotowym daniem się znajduje, skoro wszystko trzeba do tego dodać? Nie zastanawia Was, że ktoś nabija nas w butelkę i sprzedaje nam szczyptę przypraw, masę soli, soi, polepszaczy i tonę chemii, które każe nam dodać do pysznych warzyw i mięsa? A nam się wydaje, że to jest lepsze niż danie wykonane samodzielnie!
Dlatego zachęcam po raz kolejny do czytania etykiet i jeśli w składzie jest więcej niż 2-3 substancje, których nazw się nie da wypowiedzieć albo, o których nigdy nie słyszeliśmy to lepiej odłożyć na półkę taki produkt i przejść się na targ po świeżą marchew, pietruszkę i inne warzywa.
Wracając do przepisu – jeśli jeszcze nie zniechęciłam Was do jedzenia w ogóle, to polecam do wypróbowania.
Makaronowe risotto w pomidorach
Lista zakupów (na 2 porcje):
- 4-5 łyżek suchego makaronu ryżowego (u mnie orzo medium)
- 1 mała cebula
- 2 łyżki oleju rzepakowego do smażenia
- 1 szklanka gorącego bulionu warzywnego lub mięsnego
- szczypta mielonej papryki słodkiej
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego (w którego składzie są same pomidory)
Przygotować średnią patelnię – najlepiej z powłoką teflonową. Uda się wtedy przyrządzić danie z minimalną ilością tłuszczu. Cebulę pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oleju. Dodać makaron i krótko smażyć do lekkiego zrumienienia. Dodać część bulionu, wymieszać i odparować. Bulion dodawać po kilka łyżek, za każdym razem mieszając i czekając do całkowitego odparowania płynu. Dolanie rosołku w całości spowoduje, że makaron się ugotuje, a nie o to nam chodzi. Poza tym po każdym dolaniu płynu trzeba stale mieszać aż do wyparowania wody. Te dwa „triki” sprawią, że makaron będzie uduszony, a nie ugotowany i lekko klejący. Kiedy wyczerpie się nam bulion (trwa to około 10-15 minut) to makaron prawie na pewno jest już gotowy – może, a raczej powinien być al dente. Natomiast cebula powinna się rozpaść podczas duszenia. Jeśli makaron nadal jest zbyt twardy to znaczy, że dusiliście go na zbyt dużym ogniu. Wtedy wystarczy skręcić palnik na mniejszy i dodawać po trochu samej wody, w której makaron dojdzie. Nie używać więcej bulionu, ponieważ potrawa będzie miała zbyt mocny smak i będzie za słona. Ostatni szlif to dodanie mielonej papryki i koncentratu pomidorowego. Wszystko szybko wymieszać i podawać. Można posypać świeżą natką z pietruszki albo bazylią. Niektórzy dodają starty ser typu parmezan, ale ja ten dodatek zostawiam do prawdziwego risotto.
Makaron taki pasuje do większości mięs i ryb. Ja najczęściej podaję go do drobiu albo pieczonych roladek z polędwiczek wieprzowych. Już niedługo na blogu pojawi się przepis na rzeczone polędwiczki z nadzieniem niespodzianką, do których właśnie zaserwowałam moje makaronowe risotto.
Makaron taki pasuje do większości mięs i ryb. Ja najczęściej podaję go do drobiu albo pieczonych roladek z polędwiczek wieprzowych. Już niedługo na blogu pojawi się przepis na rzeczone polędwiczki z nadzieniem niespodzianką, do których właśnie zaserwowałam moje makaronowe risotto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.