Długi weekend majowy nadchodzi wielkimi krokami. Większość z Was będzie wędzić się w dymie z grila, część gdzieś wyjedzie, a niektórzy zaplanowali jakieś większe imprezy. Torty i ciasta na rożne okazje już są, ale nie było tu jeszcze dań, które możecie przyrządzić właśnie na grilu. Zacznę od amerykańskiej klasyki, dania, bez którego nie może się odbyć żadne barbecue. Co to może być?
Oczywiście hamburgery! Cały sekret tkwi w dobrej wołowinie – nie za chudej (ligawa i polędwica jak dla mnie odpadają), nie za tłustej ani żylastej. Najlepsza jest taka, która po zmieleniu ma w czerwonym mięsie gdzieniegdzie plamki białego tłuszczu (antrykot, rostbef, ewentualnie pręga). Jeśli kupujecie gotowe mięso mielone, to możecie się zdziwić (tak jak ja kiedyś), że po upieczeniu jego objętość zmniejsza się dramatycznie, a na blaszce (jeśli używacie piekarnika) jest sama woda. Oczywiście hamburgery zawsze trochę się kurczą i zawsze mają trochę wody w sobie, ale bez przesady!
Oczywiście hamburgery! Cały sekret tkwi w dobrej wołowinie – nie za chudej (ligawa i polędwica jak dla mnie odpadają), nie za tłustej ani żylastej. Najlepsza jest taka, która po zmieleniu ma w czerwonym mięsie gdzieniegdzie plamki białego tłuszczu (antrykot, rostbef, ewentualnie pręga). Jeśli kupujecie gotowe mięso mielone, to możecie się zdziwić (tak jak ja kiedyś), że po upieczeniu jego objętość zmniejsza się dramatycznie, a na blaszce (jeśli używacie piekarnika) jest sama woda. Oczywiście hamburgery zawsze trochę się kurczą i zawsze mają trochę wody w sobie, ale bez przesady!
Nie jestem jakąś wielką specjalistką od wołowiny, ani tym
bardziej hamburgerów. Po prostu robię je na swój sposób i tak mi smakuje. Nie
jadam i nigdy nie jadałam tej fastfoodowej chabaniny, ale nie dlatego, że teraz
to jest modne NIE stołować się w Macu. Ja po prostu nigdy nie przepadałam za
tego typu jedzeniem. Poza tym kilka razy naprawdę źle się czułam po takim
wynalazku, więc postanowiłam zrobić sobie sama swojego autorskiego hamburgera.
I wiecie co? Tym bardziej nie tknę żadnej Macowej buły. I Wam również polecam
przejście na Home made fast food, które jest tak pyszne, że nawet moja Córcia
zajada się aż miło. Poza tym jest to fajne, pożywne danie i wbrew pozorom (nie
licząc dość kalorycznej bułki) wcale nie musi mieć miliona kalorii. Kiedyś
zrobię je w wersji zupełnie light, czyli z mielonego indyka. Na pewno powiem
Wam czy to był dobry pomysł.
Do przyrządzenia hamburgera potrzebujecie dedykowanych bułek.
Według mnie kajzerki odpadają. Po prostu nie pasują do soczystej wołowiny, bo
mają za twardą i zbyt chrupiącą skórkę. Dlatego co byście nie myśleli to tych
„plastikowych” bułach na hamburgery, to one po prostu są tutaj najlepsze.
Poza tym dużo warzyw – trochę porwanej sałaty, ogórek kiszony,
pomidor i cebula. W wersji na bogato sos na bazie majonezu, ale tym razem ma
być to przysmak na grila, więc musztarda i keczup w zupełności wystarczą.
Home made hambergers
Lista zakupów (na 4 porcje)
- 500 g wołowiny (może być mielona, ale lepiej samemu zmielić)
- 1 mała cebula + 1 łyżeczka oleju rzepakowego
- 1 jajko (niekoniecznie, można zastąpić kilkoma łyżkami wody)
- 1 łyżeczka ostrej musztardy
- sól, pieprz
Dodatkowo
- 4 duże bułki na hamburgery
- 4 plastry sera żółtego (to już będą czisbergers)
- 1 duży pomidor
- 2 ogórki kiszone
- ½ cebuli
- trochę porwanej sałaty (niekoniecznie)
- keczup
- musztarda
Zmielić wołowinę, dodać do niej jajko (lub wodę), musztardę, sól
i pieprz. Cebulę pokroić na drobną kostkę, zeszklić na oleju i dodać do mięsa.
Wszystko wymieszać, podzielić na 4 kule, które ułożyć na desce i lekko
spłaszczyć. Uformować dość grube hamburgery, o średnicy nieco większej niż
bułka (skurczą się w pieczeniu). Ułożyć na tacce do grilla albo jeśli pogoda
nie dopisze to na blaszce z piekarnika, wyłożonej papierem pergaminowym (tak
jak u mnie w ten weekend).
Grillować lub piec (w temperaturze 180°C) przez 10 minut z obu
stron. I tutaj najważniejsza zasada. Nie obracać hamburgera w nieskończoność i
dopiekać po minucie z każdej stronie. Mięso na pewno nie przetrwa tej próby i
się rozpadnie. Poza tym dźganie go łopatką do grilla spowoduje, że zbyt dużo
soków z niego wycieknie i będzie wiórowate. Po prostu 8-10 minut pieczenia z
jednej strony i potem obrót i dopiekanie z drugiej.
W czasie, gdy hamburgery pięknie się rumienią, wystarczy pokroić
na plastry wszystkie warzywa (pomidor, ogórek kiszony i cebulę), sałatę porwać
na mniejsze kawałki (niech Wam nie przyjdzie do głowy jej krojenie nożem).
Bułki przekroić na pół i na 2 minuty przed końcem pieczenia hamburgerów położyć
obok, żeby się lekko podpiekły.
Zdjąć mięso i bułki z grilla (albo wyjąć z
piekarnika) i podać na stół razem ze wszystkimi dodatkami. Ja warzywa podaję i na deskach i w miseczkach. Zainteresowani sami sobie nakładają to, co
lubią i zjadają ze smakiem. Jeśli zdecydowaliście się na plaster sera do kompletu, to radzę włożyć go zaraz pod mięso. Troszkę się rozpuści i będzie pysznym wykończeniem hamburgerów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowych proszę o wpisanie w treści komentarza imienia. Będzie łatwiej nawiązać rozmowę.