Ciacha do kawy już mamy i to dla całej rodzinki, więc zmienię trochę temat. W sumie to zmiana o 180 st! Ale jak na początku zapowiadałam, nie będzie tylko o pichceniu. Choć to moja pasja, to mam jeszcze jedną (albo i kilka), równie fajną.
Odkąd zostałam mamą, wszyscy
przypominają mi (i to na każdym kroku), że teraz skończyło się wolne i beztroskie życie. Przy dziecku muszę siedzieć w domu i być na każde zawołanie szkraba.
Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy
pewnego dnia oznajmiłam, że wyjeżdżam z Małą na wakacje. I to nie do
Ciechocinka, a wiele km od domu! I jeszcze w zimie! Jak to tak można? Z
dzieckiem samolotem? Przecież na pewno zamęczymy się wszyscy, mój Gagatek
złapie wszystkie możliwe choroby, a poza tym to pieniądze wyrzucone w błoto, bo
i tak dalej niż na hotelowy basen nie pójdziemy.
Cóż, zaryzykowałam. Zresztą od
urodzenia Córki nie siedzimy w domu, jeździmy na weekendowe wycieczki i się
wszyscy o dziwo dobrze bawimy. I tu właśnie zmierzam do sedna sprawy. Ja nie
jeżdżę, żeby udowodnić wszystkim jaka to odważna jestem i zaradna, że daję radę
z małym dzieckiem podróżować. Ja wyjeżdżam, bo to lubię i dobrze się bawię na
tych wojażach. Poważnie!
Dalej macie wątpliwości?
Bo nie będzie nic pamiętać… ale ja
nie zapomnę tego czasu z nią spędzonego. I często jej będę opowiadać różne
historie z tych naszych wyjazdów. Poza tym są zdjęcia, filmy… to będzie mogła
oglądnąć i stwierdzić może kiedyś, że fajnych ma rodziców.
Bo nie wytrzyma tak długiego lotu
samolotem… wystarczy przygotować się na to, że może się nudzić, że będzie
głodna, że będzie zdezorientowana przy starcie i lądowaniu. Nie trudno temu
zapobiec lub wyeliminować. W końcu rodzicielstwo nauczyło nas większej
kreatywności.
Bo nic na miejscu nie zobaczymy… nic
bardziej mylnego! Po to wybrałam zimę na wyjazd, żeby uniknąć tłumów i upału.
Po to wynajęłam samochód, żeby wygodniej przemieszczać się z Córką. Przed
wyjazdem przejrzałam Internet, przewodniki i wybrałam takie wycieczki, żebyśmy
wszyscy mogli w nich uczestniczyć. Najlepsze do tego są wszelkie ogrody
zoologiczne, botaniczne i miejsca, gdzie maluch może się wybiegać, a rodzic
choć pooglądać piękne krajobrazy.
Bo nie wypoczniecie… nie ma co
ściemniać, wyjazd z maluchem ma niewiele wspólnego ze słodkim lenistwem pod
palmami czy na kocyku. Ale uśmiech na twarzy dziecka i ta szczera radość
wszystko rekompensuje i dodaje siły.
Dlatego jeśli chcecie, ale się
boicie, to nie słuchajcie tych, którzy NIGDY BY NIE POJECHALI, tylko
pakujcie walizki i… zważcie je przed wyjazdem, bo na lotnisku można się zdziwić
;)
W przededniu wakacji porcja słońca –
tegorocznego i z zeszłego sezonu. A w najbliższym czasie kilka przepisów na pyszności, które kojarzą mi się z wyjazdami - w trójkę i w duecie.
Sama prawda, ludzie, którzy nie spróbowali podróży z maluchem, nie powinni dawać rad młodym rodzicom
OdpowiedzUsuńNie można zakładać, że się nie uda :)
Usuń